Maciej
Stępa
Sylwetki
Harcerstwo ma
wychowywać do pełnienia służby, do odpowiedzialności za własny
los, współodpowiedzialności za losy społeczności lokalnej, za
losy Rzeczypospolitej. W cyklu sylwetki w kolejnych numerach
„Pobudki” będziemy przedstawiać harcerzy i instruktorów,
którzy poważnie potraktowali słowa przyrzeczenia harcerskiego
o służbie Bogu i Polsce. Tym razem nie będzie ani o bohaterach
powstań narodowych ani o „leśnych dziadkach”, których
największą ambicją jest rozpalenie ogniska jedną zapałką i
latanie w krótkich spodniach po lesie lecz o instruktorach
Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej - matkach i ojcach,
lekarzach, inżynierach, radnych i nauczycielach. O żywych
ludziach. Dziś o ......
Redakcja
Wojciech Szczurek ur. w 1963,
ukończył II LO w Gdyni, następnie prawo na UG. Doktor prawa.
Harcerska przygodę życia przeżywał w Czarnej Czwórce – 4
Gdyńskiej DH im. Bolesława Chrobrego. Instruktor, działał w
niezależnym ruchu harcerskim. Zakończył służbę w stopniu
podharcmistrza na Zjeździe Założycielskim ZHR.
Członek-Założyciel ZHR.
Pracował jako sędzia w Sądzie
Rejonowym w Gdyni. Po zakończeniu misji instruktorskiej podjął
wyzwanie pracy w odradzającym się samorządzie terytorialnym. W
wieku 28 lat został Przewodniczącym Rady Miasta, potem
Prezydentem. W wyborach 2002 uzyskał największe w Polsce
poparcie spośród bezpośrednio wybieranych prezydentów.
Zagłosowało na Niego 77 procent Gdynian.
Wojciech Szczurek (pierwszy od
lewej) Biała Służba 1983 Warszawa

Rozmowa z Wojciechem Szczurkiem prezydentem
Miasta Gdyni

Jak po raz pierwszy zetknąłeś się
z harcerstwem?
Bardzo wcześnie, w
opowieściach rodziców, którzy byli instruktorami harcerskimi.
Działali w harcerstwie od zakończenia wojny w 1945 aż do 1951,
przez część tego okresu w formach niejawnych. Uczestniczyli w
jego reaktywacji po 1956 roku i służyli do początku lat
sześćdziesiątych, kiedy to z roku na rok odbierane były
organizacji te przymioty, które świadczą o wartości pracy
harcerskiej.
Nie były to jedynie opowieści,
ale również zdjęcia, symbole i pewien etos. W gabinecie mojego
Taty wisiał krzyż harcerski, to było coś z czym się
wychowywałem.
A więc harcerstwo wyniosłeś z
domu. Jak wyglądała Twoja pierwsza drużyna, jak miała się do
tego co słyszałeś w domu?
Moje pierwsze
doświadczenia harcerskie to doświadczenia z obozów. Myślę, że
dzięki świadomym kontaktom moich rodziców jeździłem na dobre
obozy. Do drużyny harcerskiej wstąpiłem już w szkole
podstawowej, były to początki lat siedemdziesiątych. Ten czas
jednak daleki był od klimatu jaki pamiętałem z opowieści
rodziców i nie zapadł mi w pamięci jako szczególnie
atrakcyjny.
Gdzie w takim razie spotkałeś się
z prawdziwym harcerstwem?
Takim klimatem i miejscem, w którym poczułem
prawdziwą więź harcerską była bez wątpienia Czarna Czwórka.
Trafiłem tam, kiedy rozpocząłem naukę w II L.O. Rajdy, obozy,
bardzo szczególny czas, trochę inny niż dzisiejszy. Obozy
głównie wędrowne po górach, to było coś co można było
organizować trochę poza kontrolą i nadzorem ówczesnej władzy.
A czy zdarzyło Ci się zetknąć z
„fałszywym” harcerstwem?
Cały czas obcowaliśmy
z nim, ono było obok nas. W tej samej szkole działały drużyny
HSPS (Harcerskiej Służby Polsce Socjalistycznej). To byli
ludzie w jakichś koszulach, do których mieli przypięte krzyże
harcerskie…..
Ludzie w czerwonych krajkach,
których ubiory z daleka przypominały mundur pionierów. Poza
strukturą i nazewnictwem nic wspólnego z harcerstwem nie
mieli. Od samego początku to była rzeczywistość dwóch światów:
działacze partyjni, którzy zdobywali szlify w organizacji
harcerskiej, a potem robili swoje kariery w komitetach
miejskich czy wojewódzkich; a po drugiej stronie my.
Każdego dnia dotykaliśmy tego.
Musieliśmy toczyć batalię o to, żeby móc w szkole używać
prawdziwego munduru harcerskiego, który dziś jest jedynym
używanym. Wtedy dzień mundurowy w szkole był demonstracją, że
nie cofamy się przed tymi, którzy działają zgodnie z nutą
obowiązującego klimatu politycznego, że jesteśmy inni. To nam
dawało siłę. Był to szczególny czas - lata 1978-81.
Powstanie i działanie Kręgu
Instruktorów Harcerskich Andrzeja Mołkowskiego dało nam
poczucie, że nie jesteśmy sami w tych naszych małych bojach,
małych wojenkach. Dziś mogę je wspominać z uśmiechem, ale
wtedy były one dla nas strasznie ważne, na serio i wymagały od
młodego człowieka wiele odwagi. To poczucie było dla nas
bardzo ważne, świadomość, że w różnych miejscach w Polsce, w
naszym mieście, są ludzie którzy myślą tak samo jak my.
Jak to się stało, że trafiłeś do
Środowiska?
W sposób bardzo naturalny.
Środowisko, świadome, że jest kontrolowane i inwigilowane,
wytworzyło sposoby weryfikacji i wciągania młodych ludzi do
pracy. Myślę, że mnie pomogło doświadczenie z Czarnej Czwórki
oraz późniejsze działania. Pamiętam zadanie będące miarą mojej
determinacji, w 1983 druh Marek Stępa wysłał mnie do Koszalina
by na bazie adresów ludzi, którzy w 1980-81 działali w KIHAMie,
zorientować się co oni porabiają, czy działa tam harcerstwo.
Miałem dotrzeć pod wskazane adresy i przeprowadzić rozmowy,
oczywiście nie zdradzając, że jestem emisariuszem,
wysondować co myślą i co robią, czy realizują aktywność
harcerską. Należy pamiętać, że KIHAM ewoluował i spotykał
ludzi, których losy potem pchały w zupełnie przeciwne bieguny
aktywności politycznej i społecznej. Podczas tej misji
trafiłem między innymi na takiego dżentelmena, który założył
krąg instruktorski przy komendzie miejskiej Milicji
Obywatelskiej.
Powiało grozą.
Dostawaliśmy różne zadania,
jakość i skuteczność ich wykonania decydowała o stopniu
trudności kolejnych, o ile w ogóle. Do moich zadań należał
miedzy innymi prowadzenie tak zwanych szkoleń „U”, szkoleń
unikania aresztowania, a w razie aresztowania nie wyjawiania
informacji. Takie szkolenie musiał przejąć każdy instruktor
dopuszczony do ważniejszych informacji. Organizowałem te
szkolenia wspólnie z Jarkiem Kurskim. Jeździliśmy po kraju i
szkoliliśmy instruktorów pod szyldem PTTKu. Wykorzystanie
oficjalnego szyldu dawało możliwość legalnego spotkania się, w
podobny sposób wykorzystywaliśmy również szyldy innych
organizacji.
Solidarność...
Solidarność... w kilku odsłonach.
Rok osiemdziesiąty to dla mnie klasa maturalna. Tak jak wielu
stałem z wielkimi oczyma pod bramą stoczni. To jest bardzo
szczególny wiek, w którym się zupełnie inaczej przeżywa
wszystkie wydarzenia, bardzo emocjonalnie. Ten okres niemal
sekwencjami dni mógłbym opowiadać co się wydarzyło. Staraliśmy
się uczestniczyć, włączać, ale nie pchaliśmy się na piedestał.
Byliśmy raczej jak drobne kamyczki w mozaice, która się wtedy
składała. Pamiętam, jak ważna była dla mnie praca przy
organizowanym przez środowisko KIHAMowskie zjeździe
Solidarności w hali Oliwii. Harcerze pełnili pomocniczą służbę
organizacyjną. To było doświadczenie uczestniczenia w bardzo
ważnym wydarzeniu historycznym, obserwowanie go od „kuchni”,
spotykanie wielkich postaci tamtego okresu.
W okresie Stanu
Wojennego zajmowałem się kolportowaniem prasy, nadawaniem
Radia „Solidarność”. Do dziś mam to urządzenie nadawcze,
które po uruchomieniu w promieniu kilkuset metrów wchodziło
na częstotliwość telewizji. Cała zabawa polegała na tym, żeby
wejść w momencie kiedy rozpoczynał się dziennik telewizyjny.
Puszczaliśmy z kasety krótkie informacje z kraju, które
zaczynały się od melodii „Murów”. Mieliśmy na całą operację
kilka minut, ponieważ błyskawicznie pojawiały się wozy
pelengacyjne, które namierzały nas. Trzeba więc było nadać,
zebrać sprzęt i wyrywać z tego miejsca ile sił w nogach, bo
się robiło gorąco. Była to ważna robota, wlewająca otuchę w
serca gdy zamiast Dziennika Telewizyjnego ludzie słyszeli
naszą audycję, władza najwyraźniej również wysoko oceniała tę
działalność bo bardzo poważnie podchodziła do jej tropienia.
Organizacje studenckie, NZS...
Nie włączałem się.
Moja forma działalności niezależnej nie była związana ze
środowiskiem NZS-u natomiast NZS nie działał jako legalna
organizacja studencka. Działał poprzez struktury podziemne –
dystrybuował własną literaturę, własna prasę. Ja nie
uczestniczyłem w tych kanałach. Tak jak w czasie stanu
wojennego wszyscy utożsamiali się z Solidarnością, tak każdy
młody człowiek, który studiował w tamtym czasie w jakiś sposób
identyfikował się z NZSem, który oznaczał studentów myślących
inaczej niż komuna. To teraz trudno pojąć, ale w okresie stanu
wojennego Solidarność działała w wielu, często niepowiązanych
ze sobą strukturach i zajmując się całym wachlarzem aktywności
i być może temu zawdzięczała swoją żywotność. To był bardziej
ruch społeczny niż organizacja.
Jesteś Członkiem Założycielem
ZHR?
Należałem do grona tych
instruktorów, którzy zakładali Związek Harcerstwa
Rzeczpospolitej.
Po zjeździe założycielskim
większość z Was odeszła z czynnej służby czyżby było to
Baden-Powell’owskie „zrobiłem swoje, poszedłem do domu” ?
Ja bym odwrócił
troszeczkę problem. Harcerz może wykonywać swoje zadania w
bardzo rożny sposób, jako zastępowy, przyboczny, drużynowy,
jako instruktor środowiska harcerskiego i tam stara się
realizować swoją służbę. Przychodzi jednak moment gdy swoją
służbę może wykonywać w zupełnie inny sposób. Może ją
wykonywać w życiu publicznym, zawodowym, gdzie to wszystko
czym nasiąkał w harcerstwie może praktykować w życiu. Nie
nazwałbym tego modelu odchodzeniem ale kontynuacją. Ideały
harcerskie pozostają, zmienia się tylko metoda pracy. Nie bez
znaczenia jest też to, że istotą harcerstwa jest wychowywanie
młodszego przez starszego, ale jednak mniej więcej rówieśnika.
Kiedy osiąga się pewien wiek trzeba przejść do innych zadań.
Praca w samorządzie to służba czy
kariera?
Bez wątpienia służba. Choć mi bardzo odpowiada
wizja kariery prezentowana przez Jana Nowaka Jeziorańskiego,
notabene przedwojennego harcerza. Mówiąc do młodych ludzi
mówił, że dzisiejszy patriotyzm nie musi być patriotyzmem
karabinu, rzucania na szale własnego życia, a realizacja
własnych aspiracji zawodowych ze świadomością, że jej
realizacja musi być realizacją zbiorowych dążeń Polaków.
Lekarz, nauczyciel, biznesmen, naukowiec budując nowoczesną
Polskę, realizując swoje plany w zgodzie z jej interesem są
patriotami i służą. Tak jest i z nami w samorządzie. Idziemy
po pewnych szczeblach: najpierw byłem radnym, potem
przewodniczącym rady miasta, teraz od sześciu lat jestem
prezydentem. Te etapy rozumiem jako pracę na rzecz
społeczności Gdyni, nie rozpraszam swojej uwagi, nie traktuje
tej pracy jako szczebla ku czemuś, całego siebie poświęcam
mojemu obecnemu zadaniu.
Czym jest dla Ciebie rodzina?
Rodzina jest wyznacznikiem,
podstawowym punktem odniesienia oparciem, azylem. To trudne
pytanie. Moim zdaniem, jeżeli ktoś chce być odpowiedzialny za
miasto to musi być odpowiedzialny za rodzinę. W samym środku
wszystko jest rodziną. Dla mnie właśnie wokół niej, jako
wartości podstawowej toczy się życie. Myślę, że wszystko inne
jest odległością i naszą zdolnością do realizowania obszarów
zadań, cały czas ze świadomością, że to jest podstawowa nasza
odpowiedzialność. Rodzina - to jest miejsce, które daje siłę,
które cieszy, które daje energię. Mówiąc o rodzinie przeżywam
taki moment szczególny kiedy w trzecim pokoleniu swoją drogę
harcerską zaczynają moi synowie. Swoją żonę również poznałem w
harcerstwie. Tak więc losy mojej rodziny przeplatają się z
losami harcerskimi.
Wyprzedzasz moje pytania. Czy
poleciłeś synom harcerstwo jako drogę życia?
Bardzo chciałem, żeby to była ich
świadoma decyzja. Pojechaliśmy wcześniej na obóz harcerski,
chciałem im pokazać jak naprawdę to jest. Bardzo często przy
różnych okazjach towarzyszyły im różne opowieści.
Starszy jest w 1 klasie
gimnazjum, młodszy w 5 klasie podstawówki. Wystartowali od
początku – są już po pierwszych zbiórkach, po pierwszym biwaku
i wydaje się, że złapali bakcyla. Jestem z nich dumny – gdy
zobaczyłem ich w mundurach, w pełnym ekwipunku to serce
mocniej mi zabiło. Ostatnio po biwaku, na piątym peronie
gdyńskiego dworca spotkały się trzy pokolenia, mój Tato
odbierał córkę mojego brata, która również jest harcerką, ja
moich synów. Miło wspominaliśmy sobie, ten peron, który żegnał
nas i witał przy okazji tylu rajdów i biwaków najpierw mojego
Tatę, mnie a teraz synów.
Czy czujesz się zastępowym
Kolegium Prezydenckiego?
(Śmiech) To jest bardzo trudne.
To że w składzie 7 osobowego kolegium jest 3 instruktorów
harcerskich, że są instruktorzy wśród radnych miasta daje
poczucie więzi, ale zupełnie innej niż między kolegami z ławy
szkolnej. Z pewnością to poczucie świadomości wspólnych
wartości ułatwia pracę, w ten sposób, że pewnych spraw nie
trzeba sobie tłumaczyć. To jest coś!
Jesteś człowiekiem sukcesu. Czy
widzisz w sobie jakieś wady?
Mnóstwo. Kiedy przestanie się
dostrzegać własne wady to znak, że czas zmienić miejsce
własnej aktywności. Świadomość wad niesamowicie dopinguje.
Potrzeba zmiany siebie i otoczenia na lepsze to ten
niespokojny duch, który w nas siedzi.
Z wykształcenia jesteś
prawnikiem. Powiedz kilka słów o prawie harcerskim.
Prawo może być wyrażane przez
ducha, ale może być wyrażane przez normę. Prawo Harcerskie
jest normą moralną, jest prawem, które buduje system wartości
człowieka podczas kształtowania jego charakteru, a potem w
życiu dorosłym. Nie jest na szczęście prawem z jakim stykamy
się na co dzień, nie jest prawem, które trzeba zmieniać i
poprawiać. Jest prawem, które w tym znaczeniu ma charakter
uniwersalny. Jest normą celu, jest normą ideału. Z ideałem
jest tak, że nie znam nikogo kto by go osiągnął, ale znam
wielu, szczególnie harcerzy, którzy wiedzą, że do ideału
trzeba się co dzień przybliżać.
Rozmawiał
hm. Maciej Stępa
O Autorze
Maciej Stępa urodzony w 1980.
Absolwent II LO w Gdyni, obecnie na V roku filologii
angielskiej UG. Założyciel i przez ponad 4 lata drużynowy 9
Gdyńskiej Drużyny Harcerzy „Zbroja”. Dziś Instruktor Referatu
Harcerskiego Pomorskiej Chorągwi Harcerzy. Wiceprzewodniczący
Rady Dzielnicy. Syn harcerza z Czarnej Czwórki.
Czarna Czwórka. Jedna z
najważniejszych drużyn w historii gdyńskiego Harcerstwa. Przez
lata ostoja prawdziwego harcerstwa. Jej wychowankowie pełnią
ważne funkcje publiczne na skale lokalna i krajową, są
poważanymi członkami społeczności. Miarą ich przywiązania do
drużyny jest choćby fakt powstania „Stowarzyszenia Czarna
Czwórka” zrzeszającego byłych jej harcerzy.
Po okresie świetności w latach
60, 70 i 80 tych w latach 90 drużyna znikła, by po dekadzie
odrodzić się za sprawą instruktora z 9GDH „Zbroja” Karola
Kieszka. Dziś działa jako Drużyna Wędrowników. Wszystko
wskazuje, że dawna świetność zostanie odbudowana.
Wszelkie artykuły komentujemy na
www.forum.zhr.pl w temacie
„Pobudka”
>>> wejdź
|