DO REDAKCJI
Co mogą starzy młodym...
dać?
Mówią,
że harcerstwo przechodzi kryzys. Że nie przyciąga już tylu
młodych ludzi, co kiedyś. Mówią, że przestaje być dla
młodego człowieka atrakcyjne. Poprawiają sobie samopoczucie
sloganami o nihilizmie współczesnej młodzieży. Wciąż słyszę
takie opinie od ludzi będących w wieku, którego harcerskim
nazwać byłoby trudno. Dlaczego naprawiać harcerstwo chcą
ludzie w wieku lat 30, 40 a nawet 50?
Myślę, że jest to jedna z głównych przyczyn kryzysu.
Baden-Powell stworzył harcerstwo jako organizację ludzi
młodych. Nie taką, w której młodych za rękę prowadzą starsi.
Organizację młodych, a nie dla-młodych. Jednym z fundamentów
metody miało być samowychowywanie w gronie rówieśników oraz
relacja starszy brat – młodszy brat. Gdzie tu relacja
braterska, kiedy różnica wieku dwucyfrowa?
Harcerstwo miało wychowywać, przygotowywać do życia
pokazując wartości i kształcąc umiejętności w życiu
potrzebne. Nie nauczyło jednak umiejętności podstawowej, jak
dojrzewając, przechodzić z jednego etapu życiowego w drugi.
Jak podejmować kolejne role i obowiązki przy jednoczesnym
przekazywaniu dotychczasowych następnemu pokoleniu. Jak
żegnać się z czasem, który minął, by witać i kształtować
ten, który przede mną.
Organizacja młodych, kiedyś
samowychowująca, dziś pełna jest mędrców znających Jedyną
Prawdę. Niezwykle cenna jest relacja mistrz-uczeń. Ale nie
dajmy się wpuścić i nie nazywajmy jej harcerską. Owszem,
harcerz potrzebuje wsparcia mądrości i doświadczenia. Ale
nie mylmy wsparcia z dominacją; rady z wymaganiami.
A nihilizm? Był zawsze. Mimo
to, do harcerstwa przychodzili Ci, którzy szukali jak żyć
aktywnie i odpowiedzialnie. Dziś szukają tego gdzie indziej.
Bo są aktywni i odpowiedzialni.
Nie istnieje samowychowanie,
kiedy stopnie instruktorskie przeznaczone są dopiero dla
dwudziestoparolatków. Nie udawajmy relacji braterskiej,
kiedy różnica wieku przekracza pięć lat!
Kiedy instruktor wchodzi w
wiek, kiedy relacja braterska przestaje być możliwa,
przychodzi czas przekazania sznura. Czas podjęcia ról
rodzinnych i zawodowych. Czas na krąg przyjaciół drużyny.
Czas na konferencje poświęcone wspominaniu jak to drzewiej
bywało i psioczeniu jak to kiepsko jest dziś.
Harcerze będą rozmawiać o tym
samym, jednak innymi słowami. I w innym miejscu. Będą radzić
skupieni wokół ognia. A gdy uznają, że potrzebują rady,
kiedy zapragną dowiedzieć się, co wymyślili starsi na
konferencji w Bytomiu, wtedy zaproszą do kręgu. Ale sami na
konferencję nie przyjdą. Bo szkoda czasu, kiedy drużyna
rusza w teren. Przecież instruktorzy są potrzebni by służyć
młodszym braciom.
Niech starzy podejmują role dla
swojego wieku odpowiednie. Harcerstwo wspominają, dyskutują
w swoim gronie, narzekają, piszą podręczniki metodyczne,
radzą – jeśli młodzi poproszą. A Wy młodzi róbcie swoją
robotę. Bo kiedy zabierzemy Waszą odpowiedzialność, wtedy
harcerstwo zamieni się w szkołę. I opustoszeje.
phm. Kasper CZECH
Onegdaj drużynowy
drużyny wodnej, podharcmistrz; obecnie cywil; chwilowo
kawaler; zawodowo - psycholog.
Odpowiedź Kasprowi
Kasper w Swoim tekście
przypomina jedną z fundamentalnych prawd o harcerstwie.
Przypomina, że Baden-Powell stworzył harcerstwo jako
organizację ludzi młodych. Nie taką, w której młodych za
rękę prowadzą starsi. Organizację młodych, a nie
dla-młodych. Pomysł harcerstwa jako organizacji
opiekuńczej, organizacji, w której nauczyciele wychowują
nastolatków pisząc dla nich idiotyczne regulaminy (patrz
dyskusja nad regulaminem stopni) nie jest nowy. Takie
tendencje istniały w harcerstwie zawsze. Najpełniej wcielono
je w życie w epoce realnego socjalizmu, kiedy powołano
klaso-drużyny i każdemu dziecku zapewniono drużynowego w
„słusznym” wieku.
Przypomnijmy sobie z historii
harcerstwa kilka momentów, kiedy o sprawach ważnych
decydowali ludzie młodzi. Małkowski (wtedy jeszcze starych
harcerzy nie było, ale nie zapominajmy, że Małkowskiego
szybko odsunęli od decydowania o polskim skautingu ludzie w
wieku słuszniejszym); Aleksander Kamiński (odsunięty przez
starszych pod koniec lat 30-tych); po potem Marciniak (wojna
wyczyściła pole). Młodzi byli też instruktorzy i harcerze z
Czarnej Jedynki, którzy decydując się w zorganizowany sposób
pomóc robotnikom Ursusa i Radomia do Radomia dali początek
Komitetowi Obrony Robotników (i wypadli z harcerstwa).
Byliśmy bardzo młodzi gdy zakładaliśmy w Lublinie w 1981
roku Niezależny Ruch Harcerski. Młodzi byli twórcy
Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Kiedy na Zjeździe
założycielskim w Sopocie powierzono mi Funkcję Naczelnika
ZHR miałem lat 30 i czułem się nieco emerytem, którego
powrócono do służby, bo Rzeczpospolita w potrzebie (według
standardów środowiska, w którym się wychowałem na
drużynowego byłem za stary o jakieś 10 lat). W tym czasie
Komendanci Chorągwi mieli lat 28, Hufcowi lat 23... A
drużynowymi jak pisze Kacper Ci, którzy szukali jak żyć
aktywnie i odpowiedzialnie. Było też kilkunastu
seniorów, ale oni – poza Tomaszem – nie pełnili w związku
funkcji pierwszoplanowych.
Bardzo ważną refleksją twórców
ZHR, było zastanowienie się czy jest sposób zabezpieczenia
się przed „leśnymi dziadkami”. Wbudowaliśmy wtedy w Statut
mechanizm, który powodował, że czynne prawo wyborcze mają w
Związku tylko ci instruktorzy, którzy w poprzednim roku
pełnili w Związku konkretną służbę wychowawczą. W swojej
młodzieńczej naiwności nie pomyśleliśmy, że przecież można
stworzyć tyle ważnych Kapituł, Komisji, Rad, że dla
wszystkich podtatusiałych harcmistrzów znajdzie się miejsce.
Kiedy niespodziewanie zostałem
Naczelnikiem postanowiłem sobie (i to żonie), że mój czas to
dwie kadencje. Nigdy nie zamierzałem zostać przewodniczącym
koła seniorów. A po jednej kadencji „naczelnikowania”
wypadało pomóc następcom pełniąc funkcję Sekretarza
Generalnego. Kończyłem swoją czynną służbę w harcerstwie w
roku Zjazdu Zjednoczeniowego (1992). Na Zjeździe,
przedstawiając się przy okazji wyborów powiedziałem:
Nazywam się Krzysztof Stanowski. Byłem Pierwszym
Naczelnikiem a następnie Sekretarzem Generalnym ZHR. I do
niedawna jednym z najstarszych instruktorów Związku. Ja
szykowałem się na „emeryturę”, a po raz pierwszy w ZHR
większość delegatów na Zjazd stanowili instruktorzy znacznie
starsi ode mnie – trzydziestopięciolatka. Wtedy właśnie coś
się zmieniło. Po raz pierwszy pojawiła się idea odsunięcia
Przewodników od udziału w Zjeździe. Rozpoczął się proces
grzybienia ZHR.
Dziś jeśli odzywam się w
sprawach harcerskich, to po pierwsze dlatego, że dwójka
moich dzieci należy do Związku (regulamin stopni znów jest
dla mnie ważny, ale już inaczej); po drugie by dać
świadectwo i dodać odwagi. Świadectwo, że młodzi mogą robić
w harcerstwie sprawy wielkie i dodać odwagi tym, którzy jak
my mają lat 20 i chcą budować harcerstwo swoich marzeń.
Harcerstwo ludzi aktywnych i odpowiedzialnych
Krzysztof STANOWSKI
Emerytowany harcmistrz lat 45.
PS. Kasper w jednym mylisz się
straszliwie. Napisałeś Niech starzy podejmują role
dla swojego wieku odpowiednie. Harcerstwo wspominają,
dyskutują w swoim gronie, narzekają, piszą podręczniki
metodyczne. No zastanów się sam. Wspomnienia to jeszcze,
ale podręczniki metodyczne?
|