|
|
Paweł
Wieczorek KOHUB
Historia – Przerwa –
Geografia
O metodzie
i o Górnym Śląsku
Przytoczony w
tytule szkolny schemat przekazywania wiedzy w sposób
oczywisty nie pasuje do harcerstwa. Ładnie pisze o tym Marta
Bagieńska, nie będę się powtarzał. Wiemy już, że w drużynie
nie wykładamy historii. Im bardziej będziemy próbować, tym
bardziej niczego nie nauczymy. A przecież nie sposób
wyobrazić sobie świadomego młodego człowieka, obywatela
demokratycznego państwa, który w dodatku przyrzekał służyć
Ojczyźnie – pozbawionego elementarnej wiedzy o przeszłości,
przy czym zaznaczam wyraźnie, że przeszłość to nie tylko
bitwa pod Grunwaldem i Szare Szeregi, ale także
„Solidarność”. KIHAM-y i... poprzednia zbiórka. Historia nie
skończyła się nagle, jak chciał tego Francis Fukuyama,
amerykański myśliciel o japońskim nazwisku i wyglądzie,
zresztą on też już się z tej tezy wycofał. Jutro historią
będzie dzień dzisiejszy. Skoro nie uczymy historii – co z
nią robimy w harcerstwie?
Kształtujemy. Nie bójmy się
tego słowa. Kto robił KIHAM-y i w dużej mierze
„Solidarność”? Harcerze przecież! Pod Grunwaldem nas nie
było, ale był Zawisza, który trafił do Prawa. Nie da się
oderwać dnia dzisiejszego od wczoraj, a wczoraj od XV wieku,
tak już urządzony jest świat. Nie uczmy więc – pokażmy
nieuchronność przenikania współczesności w historię, w końcu
każdy pielęgnuje wspomnienia. Dobrowolnie. Czyli zgodnie z
kanonem metody. Jeśli są to wspomnienia zbiorowe,
pielęgnujemy je zastępem, metody ciąg dalszy, a najlepszym
podręcznikiem historii jest nasza kronika.
Kronika zawiera zwykle wiele
braków, bo nie zawsze chce się ją prowadzić na bieżąco, i po
paru latach te luki zaczynają nam przeszkadzać, niektórym
bardziej niż dziura w zębie. Tu dochodzimy do następnego
punktu metody, do „stopniowania trudności”, każdy przecież
przyzna że odtworzenie przeszłości jest tym trudniejsze im
więcej czasu upłynęło od interesujących nas wydarzeń.
Mógłbym ciągnąć ten wykład dalej, ale chyba swój cel już
osiągnąłem. Pokazałem, że nieuniknioną konsekwencją
stosowania metody jest powracanie do tego, co minęło, czyli
nasączanie kory mózgowej naturalną materią historyczną.
Codziennie. Nie tylko podczas „zajęć z historii”.
KAMIENIE
MILOWE
Pomiędzy odnotowanymi w kronice
biwakami pod sosenką, opisami jak to harcerz zleciał z
drzewa prosto w mrowisko oraz jak „patyk trzasnął, gdy wiatr
za mocno dmuchał”, znajdziemy niekiedy coś dziwnego. Coś,
wydawałoby się zupełnie banalnego, co po latach nabiera
zupełnie innego znaczenia. Powiedzmy, że kopaliśmy na obozie
dół na śmieci i ktoś znalazł kość, więc wyrzucił ją z odrazą
jak najdalej. Cóż, nie wiedzieliśmy, że nasz obóz wypadł
akurat na terenie pobojowiska z czasów szwedzkiego „Potopu”
i wzgardzona kość mogła należeć do jakiegoś Kiemlicza, albo
szwedzkiego rajtara. Była zabytkiem. A gdybyśmy pokopali
głębiej, kto wie, może natrafilibyśmy na złoconą krócicę,
albo perłowe trzęsienie od sobolowej czapki? (Sprawdźcie
sobie, Pieseczki, na Google co te słowa znaczą). Ja
zderzyłem się kiedyś w „Olivii” z wąsatym facetem, bo był
tłok, a obaj gdzieś pędziliśmy. Rzuciliśmy za siebie
zdawkowe „przepraszam”. Dziś mogę z całą odpowiedzialnością
napisać, że przepraszał mnie osobiście, i to przy świadkach
przyszły Noblista i Prezydent Rzeczypospolitej... Kawał
historii, nie?
Warto czasem pod tym kątem
spojrzeć w przeszłość; swoją własną, zastępu, drużyny,
ruchu. Poszukać w pamięci, także tej dawniejszej, już nie
naszej, już tylko zapisanej w pożółkłych kronikach,
wydarzeń, które stały się kamieniami milowymi dziejów.
Zdziwimy się nie raz, odkrywając we własnym ojcu
współzałożyciela ZHR, członka władz podziemnej
„Solidarności”, a w sympatycznym sąsiedzie emerytowanego
oficera Służby Bezpieczeństwa, który może zamordowałby
księdza Jerzego Popiełuszkę, gdyby nie uprzedził go kapitan
Piotrowski. To już kolejny krąg wtajemniczenia, wymagający
swoistego wyczucia historii, a tego nie da się uzyskać bez
posiadania elementarnej wiedzy. Nadal mimo to twierdzę: nie
uczmy historii. W każdym zbiorowisku inteligentnych ludzi
(czytaj: drużynie) znajdzie się ktoś, kto takiego „niucha”
ma i pociągnie za sobą innych. Może to być drużynowy, na
przykład.
NO WŁAŚNIE,
PRZYKŁAD
Piszę, żeby nie uczyć, a sam
wykładam. Już kończę. Wykład, nie temat. Bo historia na
poważnie, to przede wszystkim źródła. Wykopaliska, jak ta
kość z obozu, stare zdjęcia, wspomnienia seniorów,
dokumenty. Legendy.
No właśnie, legendy...
Wychowaliśmy się wszyscy na opowieściach Aleksandra
Kamińskiego i czasem już nie pamiętamy (a kiedyś może nawet
nie wiedzieliśmy), ze że względu na czas i okoliczności
kiedy powstały „Kamienie na szaniec”, autor nie mógł napisać
całej prawdy. Stworzył legendę o prawdziwych bohaterach i
prawdziwych wydarzeniach. Żeby dowiedzieć się więcej i
dokładniej jak było, trzeba sięgnąć do opracowań naukowych:
Stanisława Broniewskiego „Orszy”, Tomasza Strzembosza. Takie
sytuacje często się powtarzają w piśmiennictwie
historycznym, dokładnie tak samo było w Katowicach, gdy
Kazimierz Gołba pisał tuż po wojnie swoją „Wieżę
spadochronową”. Do dziś nie znamy prawdziwych nazwisk
harcerzy, którzy zginęli na wieży broniąc Katowic 3 i 4
września 1939 roku. Choć wiemy coraz więcej, dzięki
nieustannemu trudowi historyków. I pewnie poprzestalibyśmy –
my, harcerze – na popularnych omówieniach najważniejszych
prac, gdyby nie paskudna, antypolska propaganda wciąż
prowadzona w imię niezrozumiałych dla mnie celów. Archiwum
pisarza Kazimierza Gołby, który gromadził tuż po wojnie
relacje świadków śląskiego Września zostało zarekwirowane i
zniszczone przez Urząd Bezpieczeństwa, a on sam zaszczuty na
śmierć. Przerażeni świadkowie potem już konsekwentnie
milczeli. Od dziesięcioleci ludzie porządni próbowali
wybudować w miejscu zbiorowych egzekucji pomnik poległych w
1939 roku harcerzy. Edward Gierek, który – młodsi z was mogą
tego nie wiedzieć – zanim został głową państwa był przez
wiele lat szefem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach,
powiedział kiedyś publicznie, że dopóki on będzie rządził,
nikomu nie pozwoli czcić w Katowicach „sanacyjnych
harcerzy”. Słowa dotrzymał – pomnik zaczęliśmy budować
dopiero w 1981 roku, za czasów „Solidarności”. Komunizm się
skończył, tymczasem jeszcze w ubiegłym roku jedna z
ogólnopolskich gazet w swoim śląskim dodatku prowadziła
wielomiesięczną akcję propagandową usiłując wykazać, że
żadnej obrony Katowic we Wrześniu 1939 roku nie było, a
jeśli nawet Niemcy kogoś rozstrzelali, mieli do tego prawo,
bo złapali cywilów z bronią w ręku. Fakt, że ci cywile mieli
na sobie... mundury harcerskie, i że jeśli nosili karabiny,
to chyba po to właśnie by bronić miasta, a nie żeby witać
Niemców salwami honorowymi - pozostaje niezauważony przez,
przepraszam za wyrażenie, dziennikarzy. Nie kryję, że
ponoszą mnie emocje, bo się w cieniu Wieży Spadochronowej
uczyłem harcerstwa i historii... Dodatkowo ubodło nas,
konsekwentnie walczących z komuną o pamięć tamtych wydarzeń,
że wspomniana gazeta obronę Wieży Spadochronowej nazywa do
dziś „wytworem komunistycznej propagandy”.
Takie emocje są pozytywne.
Ożywiają ciekawość, skłaniają do szukania prawdy w
nieskłamanych źródłach historycznych. A czy takie źródła są
nudne? Dla nas na pewno nie, bo potwierdzają, że to my
mieliśmy rację. Ale oceńcie sami. Właśnie ukazał się raport
pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej, który zbadał
metodami prawnymi dostępne nam dziś dane o zbrodniach
hitlerowskich popełnionych w Katowicach w 1939 roku na
obrońcach Śląska. Niech was nie zmyli tytuł „umorzenie”.
Sprawa została umorzona nie dlatego, że nie było zbrodni,
tylko że już nie żyją zbrodniarze. Minęło przecież 66 lat...
Zachęcam do lektury. I
napiszcie śmiało, jeśli kogoś ona znudzi! W końcu dokument
prokuratorski nie powstawał w zgodzie z metodą harcerską,
ale możecie tym sposobem zajrzeć kątem oka w fascynujący
świat: w warsztat zawodowego historyka...
Sygn.
akt S 56/03/Zn
POSTANOWIENIE
o umorzeniu śledztwa
Dnia
lipca 2005 r.
................................. Ewa Koj
prokurator.........................
(imię, nazwisko i
stanowisko).
Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu w ....Katowicach.......................
w sprawie
przeciwko*) zabójstw
ludności cywilnej i jeńców wojennych popełnionych w czasie
działań wojennych we wrześniu 1939 r. w Katowicach przez
żołnierzy Wehrmachtu i członków Freikorpsu.
tj. o przestępstwo z
art. 1pkt 1 dekretu z dnia 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze
kary dla faszystowsko- hitlerowskich zbrodniarzy winnych
zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz
dla zdrajców narodu polskiego (Dz. U. z 1946 r. Nr 69, poz
377) i art. 123 § 1 pkt 4 kk przy zast. z art. 11 § 2 kk. w
zw. z art. 3 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie
Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko
Narodowi Polskiemu (Dz.U. 1998, nr 155, poz. 1016)
na podstawie art. 17 § 1pkt 5 i 322 kpk
p o s t a n o w i ł :
umorzyć śledztwo
w sprawie:
Zbrodni wojennych będących
zbrodniami przeciwko ludzkości stanowiących ludobójstwo
popełnione przez żołnierzy Wehrmahtu oraz członków
Freikorpsu polegającej na spowodowaniu we wrześniu 1939 r
roku w Katowicach pozbawienia życia przez zastrzelenie z
motywów narodowościowych i politycznych popełnionych w celu
wyniszczenia grupy narodowościowej i politycznej
następujących osób:
·
W dniu 4 września 1939 roku w drodze egzekucji
przez rozstrzelanie bez jakichkolwiek podstaw prawnych w
podwórzu przy ul. Zamkowej: Józefa Renca, Nikodema Renca,
Aleksandra Rzeszótko, Leona Łukaszewskiego, Ernesta Onderkę,
Władysława Pierończyka, Franciszka Feige, Edmunda
Baranowskiego, Feliksa Ozimka, Konstantego Woźniczkę
·
w dniach od 4 września do 15 września 1939
roku w Katowicach: Wiesława Mnicha, Henryka Kurka, Walentego
Pronobisa, Teodora Szyszkę, Jana Olejniczaka, Edmunda
Trzeckiego, Marte Bimczok, Władysława Lorenca, Karola
Rogera, Edmunda Szweda, Karola Kaliwodę, Franciszka Grygera,
Wilhelma Schindlera, Jana Apostolusa, Ernesta Janika,
Engelberta Swadźbę, Ryszarda Hassa, Ignacego Hassa, Adama
Parczyka, Michała Odrzywołka, Hermana Mierzwiaka, Juliusza
Krause, Jerzego Zimmermanna, Alojzego Czaję, Stefana
Zajkowskiego, Pawła Psiuka, Emanuela Oślizło, Romana Cipę,
Augusta Krzewitza, Karola Kaliwodę
·
w pierwszej połowie września 1939 r. w lasach
Panewnickich w drodze egzekucji przez rozstrzelanie: Piotra
Rolnika, Izydora Szczepanka, Józefa Musialika, Emanuela
Oślizło, Waltera Urbanka, Urbana Hamerlę
tj.
o przestępstwo z art. 1pkt 1 dekretu z dnia 31
sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-
hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się
nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców narodu
polskiego (Dz. U. z 1946 r. Nr 69, poz 377) i art. 123 § 1
pkt 4 kk przy zast. z art. 11 § 2 kk. w zw. z art. 3 ustawy
z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej –
Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz.U.
1998, nr 155, poz. 1016)
- w stosunku do sprawców
kierowniczych Heinricha Himmlera i Udo von Woyrscha – wobec
ich śmierci tj. na zasadzie art. 17§1 pkt 5 kpk
- w stosunku do pozostałych sprawców wobec ich niewykrycia tj. na
zasadzie art. 322§1 kpk
U Z A S A D N I E N I E
W dniu 21 września 2003 r. w Przeglądzie pojawił się
artykuł pt. Śląskie Westerplatte dotyczący obrony we
wrześniu 1939 r. Katowic, a w szczególności harcerzy,
obrońców wieży spadochronowej w Parku Kościuszki. Autor
artykułu powołał się między innymi na śledztwo prowadzone
przez była Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich. W
oparciu o kwerendę w archiwum zakładowym tut. Komisji
ustalono, iż pod sygn. S 11/76 prowadzone było śledztwo w
sprawie martyrologii członków ZHP w okresie okupacji
hitlerowskiej od września 1939 r. do stycznia 1945 r. na
obszarze byłego województwa katowickiego. Do śledztwa tego
włączono materiały zebrane w śledztwie Ds 53/66 w sprawie
dokonanych morderstw na powstańcach śląskich i harcerzach we
wrześniu 1939 r. Zawierają one przesłuchania świadków
relacjonujących zdarzenia dotyczące obrony Katowic.
Śledztwo S 11/76 zakończyło się w dniu 28 listopada 1977 r.
postanowieniem o jego umorzeniu.
Ponieważ analiza wyżej opisanych materiałów wykazała, iż nie zostały
zrealizowane podstawowe cele śledztwa, tj. nie wyjaśniono
wszechstronnie okoliczności sprawy, mimo istnienia w tym
zakresie możliwości dowodowych, w dniu 3.10.03 r. podjęto
decyzję o wyłączeniu materiałów w przedmiocie zdarzeń
związanych z obroną Katowic we wrześniu 1939 r. i
kontynuowaniu śledztwa.
W toku prowadzonego postępowania zebrano obszerny materiał dowodowy.
Składają się na niego: zeznania 81 świadków przesłuchanych w
latach 1967 i 1976 w ramach wówczas prowadzonego
postępowania, zeznania 45 świadków przesłuchanych obecnie,
listy pisane przez nieżyjących już świadków do literata
Kazimierza Gołby, autora książki pt. „Wieża spadochronowa”
oraz do historyka Pawła Dubiela, dokumenty z archiwów
niemieckich dotyczące ruchów wojsk na Śląsku oraz publikacje
o charakterze historycznym dotyczące pierwszych dni wojny na
Śląsku.
W oparciu o tak zebrany materiał dowodowy
poczyniono ustalenia, pozwalające na odtworzenie przebiegu
zdarzeń w pierwszych dniach wojny obronnej 1939 r. na
terenie Katowic ze szczególnym uwzględnieniem popełnionych w
tym czasie zbrodni.
W kwietniu 1939 r. Magistrat w Katowicach Referat Obrony Przeciwlotniczej
rozesłał do mieszkańców Katowic, którzy ukończyli 17 lat,
wezwania do wykonywania osobistych świadczeń wojennych z
chwilą obwieszczenia pogotowia OPL. W dniu 24.08.1939 r.
osoby te otrzymały karty powołania do pełnienia obowiązków w
obronie przeciwlotniczej i przeciwgazowej. Po stawieniu się
w siedzibie Urzędu Miejskiego powołanych uzbrajano
wyposażano w mundury i kierowano do wyznaczonych
posterunków.
Komenda
Chorągwi w Katowicach włączyła się w przygotowania
mobilizacyjne
w dniu 11 marca 1939 r. Działania te prowadzone były przez
komendantów hufców przy Przysposobieniu Wojskowym. Zadaniem
harcerzy do lat 17 miała być łączność, obserwacja nalotów,
walka z dywersją, pilnowanie ładu i porządku. W tym czasie
funkcje Komendanta Chorągwi pełnił Ludwik Klama a po jego
powołaniu do wojska Józef Pukowiec. Pogotowie Harcerek
Śląskich w Katowicach, którego komendantką była Adela
Korczyńska, pełniło służbę łącznościową, sanitarną oraz w
punktach ewakuacyjnych dla ludności. W sierpniu 1939 r.
większość obozów harcerskich została odwołana, a powracający
do miasta harcerze zgłosili gotowość do służby. Pełnili ją
wspólnie z oddziałami powstańczymi i z wojskiem.
Posterunek OPL złożony jedynie z harcerzy znajdował się w budynku przy ul.
Żwirki i Wigury, tzw. drapaczu chmur.
Od dnia 24.08. na poddaszu tego 14 piętrowego budynku starsi
harcerze pełnili służbę w systemie czterozmianowym po 6
godzin. Sztab urzędował na czwartym piętrze. Przed wojną w
gmachu tym na 13 piętrze znajdował się lokal Klubu
Łącznościowego wyposażony w załącznik syreny alarmowej
systemu ostrzegania przed nalotem lotniczym (k. 270). To tam
po godz. 5 po zaobserwowaniu trzech samolotów niemieckich
lecących w kierunku lotniska w Muchowcu harcerze uruchomili
syrenę alarmową. Służbę pełnili między innymi Aleksander
Drapella, Alfred Ćwięczek, Czesław Grajek, łącznikową Jerzy
Siemiginowski. Dnia 2.09.1939 r. zgodnie z rozkazem komendy
Hufca ewakuowali się (k.247, 95).
Dnia 26 sierpnia 1939 r. w Katowicach odbyło się
wspólne zebranie władz Związku Powstańców Śląskich i
Polskiej Organizacji Wojskowej, na którym zapadła decyzja o
włączeniu się tych formacji w obronę kraju. Zorganizowano
Ochotnicze Oddziały Powstańcze złożone z powstańców
kategorii C i D oraz młodzieży powstańczej, a w dzielnicach
ochotnicze kompanie powstańcze: w Bogucicach pod dowództwem
Franciszka Kruczka, której zadaniem była obrona kopalni
Katowice oraz stacji benzynowych przy ul. Zamkowej i
Paderewskiego, w Załężu pod dowództwem Leona Bazana i
Henryka Tomanka, której zadaniem była ochrona torów
kolejowych, gazociągu, mostów oraz zabezpieczenie przed
sabotażem kopalni „Kleofas” i huty „Baildon”, w Dębiu pod
dowództwem Ryszarda Drzyzgi, w Brynowie i Załęskiej Hałdzie
pod dowództwem Konstantego Woźniczki, której zadaniem było
zabezpieczenie kopalni „Wujek” przed sabotażem, w Zawodziu
pod dowództwem Karola Orendorza i Jana Hassy. Dowództwo nad
miejskim batalionem powstańczym sprawował Nikodem Renc, w
grupie sztabowej oddzielne grupy szturmowe tworzyła POW,
która współpracowała i podlegała dowództwu wojskowemu. W
Domu Powstańca Śląskiego mieściła się Komenda Główna
powstańczej obrony miasta, na czele której stał Rudolf
Niemczyk, a po powołaniu go do służby wojskowej w dniu 1.09.
1939 r. Jan Faska. Oddziały
powstańcze były bardzo słabo uzbrojone. Na dachu mieścił się
posterunek obrony przeciwlotniczej, gdzie służbę od dn.
24.09 pełnili Tadeusz Czylok, Zdzisław Rożanowicz, Gerard
Barczyk, Roman Wilczyński, Olgierd Wołczyk i Ryszard Naiberg
(k. 257)
Od końca sierpnia 1939 r. w Miejskim Ośrodku
Wychowania Fizycznego przy
ul. Raciborskiej zbierały się grupy powstańców, harcerzy i
członków Polskiej Organizacji Wojskowej
zarówno z terenu miasta jak i obszarów przygranicznych.
Zgłosiło się ok. 135 osób, które wyposażono w broń
znajdującą się na strychu. Udali się do Domu Powstańca,
gdzie poddali się rozkazom Jana Faski. Punkty obrony
zorganizowano na dachu Teatru Śląskiego, w Parku Kościuszki,
na wieżach kościoła Piotra i Pawła oraz
augsbursko-ewangelickiego, w hali targowej, na dachu Muzeum
Śląskiego.
W Katowicach wojna rozpoczęła się wczesnym
rankiem w piątek 1.09.1939 r. od nalotu trzech samolotów,
które zrzuciły bomby w okolicy lotniska w Muchowcu, nie
wyrządzając większych szkód, później nad miastem
przelatywały niemieckie samoloty nie dokonując jednak
bombardowań. Wielu mieszkańców kontynuowało ewakuację z
miasta, dołączali do nich mieszkańcy terenów
przygranicznych, uciekający przed Freikorpsem i wkraczającym
wojskiem niemieckim.
W dn. 2.09.1939 r. z miasta ewakuowały się władze oraz Policja. Harcerze
pomagali w pakowaniu dokumentów w gmachu magistratu na ul.
Pocztowej (k.228). W dn. 3.09.1939 r. Baltazar Szaflik –
uczestnik III Powstania Śląskiego, rzemieślnik z Katowic i
Wojciech Nowakowski restaurator wraz z innymi
przedstawicielami handlu i rzemiosła, w ratuszu na Pocztowej
zorganizował Komitet Obywatelski, którego zadaniem było
pilnowanie porządku w mieście. Ochotnikom rozdano
kilkadziesiąt karabinów i białe opaski z pieczątką.
Wyznaczono dyżury w ważniejszych gmachach państwowych między
innymi w budynku Policji Państwowej przy ul. Jagiellońskiej
(k.224). Przedstawiciele komitetu zwrócili się do członków
zawodowej straży pożarnej o wzięcie udziału w pilnowaniu
miasta, ale ci co pozostali w remizie reprezentowali
mniejszość niemiecką i zasłaniając się koniecznością
chronienia miasta przed pożarem odmówili.
W dniu 2.09.1939 r.po godz. 16 komendant Jan Faska, poinformował
pełniących służbę w gmachu Domu Powstańca, o rozkazie
Naczelnego Dowództwa o ewakuacji Śląska. Jednocześnie w
sztabie prowadzono dyskusje nad celowością obrony miasta w
sytuacji, gdy wojsko się wycofuje. Rankiem dn. 3.09.1939 r.
podjęto decyzję i większość oddziałów powstańczych opuściła
Katowice. Pozostali nieliczni, którzy wrócili do swoich
domów na terenie Katowic. To samo uczynili katowiccy
harcerze, którzy w większości podporządkowali się rozkazowi.
Bezspornym jest natomiast, iż nie wszyscy wykonali rozkaz,
bo do wkraczających od Brynowa wojsk niemieckich otworzono z
tegoż gmachu ogień. Dopiero użycie działka przeciwpancernego
pozwoliło Niemcom na kontynuowanie marszu na Katowice. W
gmachu Domu Powstańca pozostało ok. 30 osób. Po wkroczeniu
wojsk niemieckich zostali zatrzymani i poprowadzeni na ulicę
Zamkową (k. 228).
Również na katowickim dworcu kolejowym pozostała grupa
powstańców, która ostrzelała przed południem wkraczający
Wehrmacht. Krótko po tym dworzec został zdobyty przez
wojsko. Lakoniczne informacje o tym punkcie oporu pochodzą
jedynie z dokumentów niemieckich: relacji członków zawodowej
straży pożarnej w Katowicach z dn. 27.09.1939 r. złożonej w
kancelarii nadprezydenta prowincji śląskiej (AP Kat. RK 2231
k.3-7) oraz księgi wojennej 3 odcinka Grenzschutzu
opublikowanej w 1974 r. przez A. Szefera.
We wczesnych godzinach rannych dn. 4.09.1939 r. do Katowic zaczęły
wkraczać wojska niemieckie; od zachodu 239 dywizja Landwhery,
pod dowództwem generała Ferdinanda Neulinga, od strony
południowo – zachodniej 8 i 28 dywizja XIV Armii a także
trzy formacje straży granicznej – Grenzschutz
Abschnittskommando (trzeci odcinek Straży Granicznej)
dowodzone przez generała Georga Brandta. Bezpośrednio przed
Wehrmachtem wkraczały oddziały V Kolumny tzw. Freikorps
Ebbinghaus. Oddziały Freikorpsu były formacją ochotniczą,
ale z militarnego punktu widzenia były bardzo sprawne,
dobrze wyposażone i umundurowane. Mimo, iż jak wspomniano w
obliczu odwrotu Armii Kraków, wielu obrońców zastosowało się
do rozkazu i opuściło miasto, to jednak wkraczające wojska
niemieckie napotkały opór.
Pierwsze oddziały tej formacji zaczęły wkraczać do Katowic
od strony Załęża, gdzie napotkały niewielki opór. Zostali
zastrzeleni wówczas na boisku sportowym Aleksander Ćwieląg i
Albert Piekorz.
W licznych publikacjach fabularnych i historycznych obrona Katowic we
wrześniu 1939r. wiązana jest z heroiczną postawą harcerzy,
których po zdobyciu Parku Niemcy pozrzucali z wieży
spadochronowej. Szczegółowe ustalenie przebiegu wydarzeń w
Parku Kościuszki jest niezmiernie trudne ze względu na fakt,
że w ramach niniejszego śledztwa ani też wcześniej
historykom i dziennikarzom nie udało się dotrzeć do
bezpośrednich świadków lub też rodzin poległych, a tym samym
ustalić tożsamość pokrzywdzonych. Zebrano w tym zakresie
zeznania, relacje i kopie niemieckich dokumentów
pochodzących z Archiwum Wojskowego we Freiburgu, tj. raport
gen. Neulinga dowódcy 239 Dywizji Landwhery oraz fragmentu
Księgi Wojennej 3 Odcinka Oddziału Granicznego (Grenzschutz–Abschnitt-Kommando
3) i aneksu do niego, co pozwoliło na następujące ustalenia
w tym zakresie:
Od 24.08.1939r. dwunastu harcerzy z V MDH im. Stanisława Staszica na
cztery zmiany pełniło służbę obserwacyjną na wieży
spadochronowej w Katowicach. Podlegali dowództwu 73 pp. Na
wieży był zainstalowany telefon polowy. Za wieżą od strony
Mikołowa kopano rowy strzeleckie (k.125). Brali w tym udział
harcerze, ochotnicy i członkowie obrony narodowej. Na wieżę
żołnierze z pomocą harcerzy wnosili skrzynki z amunicją. W
dniu 3 września we wczesnych godzinach rannych porucznik
Kowalski z 73 pp zarządził ewakuację harcerzy. Opuszczająca
ją zmiana w osobach Norbert Persich, Herbert Witkowski i
Antoni Kłapsia spotkała w parku harcerzy w różnym wieku i
powstańców zmierzających w stronę wieży. Na rękawach
mundurów mieli oznaczenia hufców z Lipin, Wirka, Nowej Wsi i
Rudy Śląskiej. Większość z nich była uzbrojona. Jak
twierdzili, broń zdobyli w walkach na pograniczu. Mimo
rozkazu ewakuacji w parku pozostało wielu młodych ludzi
chcących bronić miasta, a wśród nich harcerze. Oczekiwali na
natarcie w rowach, krzakach i na wieży spadochronowej. W
dniu 3.09 1939r. po ustaleniu, iż ostatnie oddziały polskiej
dywizji opuściły Katowice, niemiecki oddział 3 ochrony
pogranicza otrzymał rozkaz, by w dniu 4.09.1939 r. zająć
obszar przemysłowy. Został wzmocniony w tym celu przez 239
Dywizję. Wcześniej oddziały Freikorpsu próbowały od Brynowa
wedrzeć sie do parku, ale bezskutecznie. Generał Neuling o
godz. 445 opuścił Mikołów, a ok. godz. 800
dotarł do wyznaczonego punktu postoju odległego ok. 3 km od
Katowic. Oficer oddziału zwiadowczego doniósł o trwających w
mieście walkach z powstańcami oraz o ostrzelaniu wojsk
niemieckichz dwóch wieżowców za nasypem kolejowym. Do
wsparcia został przekazany pułk piechoty, a sztab Dywizji
zatrzymał się za folwarkiem Brynów na małym pagórku,
oddzielonym drogą od parku miejskiego. W pewnym momencie
sztab został ostrzelany z wieży spadochronowej z karabinu
maszynowego. W odpowiedzi Niemcy ostrzelali wieżę z armaty
przeciwpancernej, co wstrzymało ogień. Za to wzdłuż całej
drogi w kierunku na Brynów otworzono ogień z karabinów
maszynowych. Jeden z takich karabinów był usytuowany na
pagórku w pobliżu dawnej wieży radiostacji (k. 68).
Intensywnie strzelano także z kierunku Załęża i ul.
Karbowej. Opór Polaków stawał się coraz silniejszy, a był on
zlokalizowany w południowej części miasta i w okolicach
dworca katowickiego. Dopiero użycie CKM-ów i artylerii
przeciwpancernej przełamało opór i pozwoliło oddziałom
niemieckim na wkroczenie do miasta. Pociski artyleryjskie
praktycznie rozerwały metalowa burtę okalającą szczyt wieży
spadochronowej. W chwili wybuchu świadkowie widzieli
wypadające z wieży trzy sylwetki ludzkie (k.238).
Równocześnie z niemieckim wojskiem w walkach o Katowice
brały udział oddziały Freikorpsu. W okolicach wieży w walce
z żołnierzami niemieckimi zostało zastrzelonych ok. sześciu
obrońców, cześć została ranna, a cześć zdołała uciec (k.47).
Po podejściu pod wieżę oddziałów niemieckich kilku żołnierzy
weszło na nią i zrzucili cztery martwe ciała (k.1164, 1171).
Lżej rannych cywilów przewieziono do więzienia na ul.
Mikołowskiej (k.621).
W dniu 4.09 1939r. przed południem zwłoki młodych ludzi w mundurach
harcerskich leżące pod wieżą, część z nienaturalnie
rozrzuconymi kończynami, widzieli świadkowie – Alojzy
Persich idący do pracy w KWK Wujek (k.285),
kilkuletni Henryk Kaszuba wracający wraz z matką z letniska
pod Imielinem (k.700). Eryka Grund, Ślązaczka,
sympatyzująca z Niemcami, idąc za wkraczającym wojskiem
niemieckim do Katowic w Parku Kościuszki zobaczyła dużą
grupę żołnierzy niemieckich, wóz zaprzężony w dwa konie
zwany „rolwagą” na który jacyś cywile ładowali zwłoki
harcerzy i dwóch mężczyzn (k.682).
Pojawiły też pojedyncze zeznania i wspomnienia opisujące w
odmienny sposób przebieg wydarzeń w parku, z dużym stopniem
szczegółowości, których nie dało się zweryfikować pozytywnie
(Bogdan Szaflik k.174, Zenon Filar k. 431-435). Z
poczynionych ustaleń wynika również, że na wieży i w parku
wśród tych, którym udało się uciec mogli być Tadeusz Janta i
Wanda Marcinkowska, a wśród zabranych do niewoli Czesław i
Marian Puszek (k.594, 705). Śmierć w/w nie pozwoliła na
potwierdzenie tych informacji. Innych nazwisk, szczególnie
tych, które pojawiły się w relacji Z. Filara, nie
zweryfikowano pozytywnie.
Punkt oporu mieścił się również w gmachu Teatru
Śląskiego. Stefan Balwierz, harcerz z Dąbrowy Górniczej,
wraz z grupą 13 harcerzy pod dowództwem Piotra Reronia
wyposażeni przez prezydenta miasta Dąbrowy Górniczej w stare
karabiny „mauser” w dniu 2.09.1939r. wyjechali na rowerach
do Katowic, gdzie zameldowali się w godzinach popołudniowych
w Domu Powstańca u komendanta Jana Faski. Stamtąd zostali
skierowani do obrony Teatru Śląskiego. Zostali przyłączeni
do grupy wojskowych i harcerzy pod dowództwem porucznika
Bolesława Warcholika. B. Warcholik po zmobilizowaniu do 1-go
baonu 73 pp stacjonował na linii Godula - Łagiewniki, brał
udział w walkach z Freikorpsem w rejonie Orzegowa, potem
wycofał się w kierunku Świętochłowic, gdzie ubezpieczał
ewakuującą się kompanię Obrony Narodowej. W dniu 3.09.1939
r. wraz z harcerzami chorzowskimi walczył z Freikorpsem na
rynku w Chorzowie, po czym wraz z czterema żołnierzami
wycofał się
w kierunku Katowic, gdzie zgłosił się do Domu Powstańca. Tam
Faska poprosił go o pomoc w obsadzeniu gmachu teatru,
atakowanego przez pojedyncze jednostki Freikorpsu. Do teatru
wpuścili ich mężczyźni w powstańczych mundurach, na dachu
umieścili karabin maszynowy. Jeszcze tego samego wieczoru
zaczęli atakować ich Freikorzyści. Wymiana ognia trwała do
wczesnych godzin rannych 4.09.1939., kiedy to o godz. 400
Warcholik zdecydował o wycofaniu się z miasta na wieść, że
wkraczają Niemcy (k. 215).
Świadkowie wspominają o punktach obrony w Hali Targowej,
gdzie już w niedzielę przed południem grupa powstańców i
harcerzy broniła się przed atakiem wojsk niemieckich
(k.211), na wieży kościoła Piotra i Pawła, gdzie donoszono
amunicję przebywającym tam kilku powstańcom i harcerzom (k.
228), na wieży kościoła ewangelicko- augsburskiego przy ul.
Warszawskiej (k.306, 557), na dachu budynku Muzeum Śląskiego
(k.591), w narożnym budynku przy ul. Panewnickiej obok
boiska „Ligocianka” – punkt dowodzenia łącznościowo
–alarmowy, na dachu punkt obserwacyjno –alarmowy (k.264),
brak jednak informacji o przebiegu walk, ich zakończeniu i
losie obrońców.
Mimo, iż zgodnie z rozkazem dowództwa wojsko
polskie wycofało się z terenu Śląska przed wkraczającym
Werhmachtem, swój udział w obronie miasta miała 11 kompania
II baonu fortecznego specjalnego 73 pp.
Batalion kochłowicki mjr Jana Witkowskiego, w
skład którego wchodziła między innymi kompania kpt. Mariana
Tułaka, zgodnie z rozkazem zaczął wycofywać się ok. godz. 300
dn. 3.09.1939 r. Otrzymał rozkaz marszu bezpośredniego do
Katowic. Tułak miał uchwycić skrzyżowanie dróg w folwarku
Załęże i tam oczekiwać dalszych poleceń. Ustalono, że 5
kompania specjalna kpt. Jana Lebiedzia po dojściu do Katowic
spotka się z pododdziałem kpt. M. Tułaka i razem wycofają
się w kierunku Będzina. O świcie 11 kompania strzelecka M.
Tułaka doszła zgodnie z rozkazem do załęskiego dworu i tam
ubezpieczyła się wysuwając drużynę CKM w kierunku Chorzowa i
Kochłowic. Wokół kompani zaczęły gromadzić się grupy
śląskich powstańców i harcerzy. Kpt Tułak oczekiwał na
dalsze rozkazy, nie mając żadnego kontaktu z innymi
oddziałami wojskowymi, ani żadnym z dowództw. Tymczasem
straż tylna batalionu kochłowickiego, a więc pluton por.
Oleksego, dotarł dn. 3.09.1939 r. do Katowic i tam w rejonie
Placu Wolności bezskutecznie oczekiwał na kontakt z kompanią
kpt Tułaka. Łącznik wysłany do folwarku Załęże z rozkazem
wycofania się nie znalazł 11 kompani, drugi łącznik wysłany
przez dowódcę batalionu nie powrócił, również łącznicy
wysyłani przez Tułaka nie dotarli do dowództwa.
Prawdopodobnie zginęli z rąk hitlerowskich dywersantów. Gdy
w ciągu niedzieli rozgorzały walki między oddziałami
powstańczymi i Freikorpsem na terenie Chorzowa,
Świętochłowic
i Hajduk, dowódca kompani zarządził wypady swoich plutonów,
dowodzonych przez Fracha i Kościelniaka, w te zagrożone
miejsca. Gdy po południu strzelanina nabrała szczególnego
nasilenia (bił się w Chorzowie niemiecki Selbstschutz
dowodzony przez Alfonsa Beldę z oddziałami powstańców
śląskich i grupami młodzieży z chorzowskiego hufca
harcerskiego) do Chorzowa pojechał ciężarówką pluton pod
dowództwem Kościelniaka. Ubezpieczenia 11 kompani stały na
drogach dojazdowych do Załęża, drogę do Kochłowic
zabezpieczała drużyna kpr Władysława Wilka, która wraz z
grupą powstańczą likwidowała drobne grupy dywersantów. W
nocy z 3 na 4 września rozpoznanie przeprowadzone przez
powstańców poinformowało kpt Tułaka, iż od Bytomia zbliżają
się silne oddziały SA, Freikorpsu i Grenschutzu, by wziąć
udział w wyznaczonej na godz. 14 defiladzie na ulicach
Katowic. Tułak podjął decyzję o wycofaniu się z Katowic,
marszem ubezpieczonym przesuwając się w kierunku Placu
Wolności gdzie doszło do walk z Freikorpsem. W czasie próby
przebicia się na ulicę 3-go Maja, padli zabici i ranni.
Kompania rozproszyła się; kpr. Władysław Wilk wraz z drużyną
wycofuje się ulicą Sokolską, obok synagogi (ul. Mickiewicza)
w kierunku kop. Ferdynand, gdzie połączyła się z kompanią i
przez Brynicę docierła do Klimontowa.
W rejonie kopalni Katowice odwrót 11 kompani
strzeleckiej osłaniała bogucicka kopania powstańcza
Franciszka Kruczka, której również udało się wycofać. W/w
przebieg wydarzeń jest zgodny z tym co opisywał kpt. Marian
Tułak w liście do historyka Pawła Dubiela. Również grupa
Tułaka nie mogąc przedrzeć się na Rynek wróciła w ul.
Sokolska, Mickiewicza koło synagogi i przedarła się do kop.
Katowice.
Przedstawiony powyżej opis działań 11 kompani
uzupełnia pozyskana do akt kopia listu Emanuela Gruszki,
skierowanego do redakcji „Gościa Niedzielnego” dn. 18
sierpnia 1946 r. Emanuel Gruszka był dowódcą grupy
powstańców, która w poniedziałek rano, tj. 4.09.1939 r.,
wycofywała się z ostatnim oddziałem Wojska Polskiego
stacjonującym w dworze w Załężu. Już na ulicy Gliwickiej
zostali zaatakowani z okien domów strzałami z karabinów i
automatów. Posuwali się w stronę Placu Wolności odpierając
ataki ostrzałem z karabinu maszynowego jadącego furmanką,
przed nią łazikiem jechał dowódca oddziału, wydając
rozkazy. Najtrudniejsza była przeprawa przez Plac Wolności.
Podzielili się na dwie grupy; jedna posuwała się lewą stroną
(prawdopodobnie była to ta dowodzona przez kpr. Wilka) druga
z Emanuelem Gruszka prawą stroną placu. Od strony ul.
Matejki był silny ostrzał, jak przypuszcza Gruszka
prowadzony przez Wehrmacht. Dotarli do ul. 3-go Maja, gdzie
na skrzyżowaniu z ulicą Słowackiego zostały zastrzelone dwa
konie zaprzęgnięte do furmanki, a Emanuel Gruszka został
ranny w nogę. Opatrujący mu ranę oficer Wojska Polskiego
został zastrzelony. Inny z towarzyszących mu powstańców
pomógł mu opuścić ul. 3-go Maja; ulicą Słowackiego pod halę
targową do Bogucic, gdzie ponownie spotkali się z kompanią
Tułaka.
Świadkiem i uczestnikiem tych wydarzeń był
również Jan Malcherczyk, pracownik huty Baildon mieszkający
w Świętochłowicach, który w dn. 3.09.1939 r. z bratem
Wilhelmem powstańcem, ok. 11.00 piechotą dotarł do Katowic.
Tam zgłosili się do komisariatu policji przy ul. Pocztowej,
gdzie kilku żołnierzy i powstańców poinformowało o
konieczności obrony miasta. Od chętnych odebrano przysięgę i
rozdano im stare karabiny. Zebranych podzielono na kilka
grup, którymi dowodzili powstańcy. Grupa Malcherczyka
stacjonowała na Załężu w szkole przy ul. Wojciechowskiego.
Za zadanie mieli patrolowanie ulic. Od strony Chorzowa,
Lipin i Kochłowic dochodziły odgłosy wystrzałów i wybuchów
granatów. Nad ranem ok. 6.00 w poniedziałek przyłączyli się
do wojska, kolumną wyruszyli ul. Wojciechowskiego w stronę
Placu Wolności. Kolumna maszerowała w szyku ubezpieczonym z
przodu i z tyłu. Straż przednią, wysuniętą przed szpicę i
szperaczy, tworzył oddział powstańców wzmocniony żołnierzami
i karabinem maszynowym. Za nimi tabor kompanii (wozy z
amunicją, kuchnia, wóz sanitarny), a na końcu straż tylna.
Maszerowali cały czas pod ostrzałem z okien. Najsilniejszy
ostrzał był na Placu Wolności, a później na ul. 3-go Maja.
Padali ranni i zabici. Udało się im dotrzeć jedynie do
skrzyżowania tej ulicy z ul. Wawelską, bo od Rynku kierowano
w ich kierunku serie z karabinów maszynowych. Przed
ostrzałem J. Malcherczyk schronił się w sklepie z wiecznymi
piórami. Gdy strzały trochę ucichły, Jan Malcherczyk
przedostał się do budynku konsulatu włoskiego mieszczącego
się przy ul 3-go Maja. Było już tam kilku powstańców i
żołnierzy, wśród nich porucznik, zastępca dowódcy kompanii z
Bochni, który pertraktował z Konsulem w sprawie schronienia.
Konsul stwierdził, iż poczeka na nowe władze i żołnierzy
przekaże wojsku, a powstańców władzom cywilnym. Pracujące w
konsulacie Polki dały żołnierzom ubrania cywilne i tak cała
grupa żołnierzy i powstańców pojedynczo opuściła
niepostrzeżenie konsulat korzystając z tego, iż ludzie
stojący na chodniku we wrzawie witali maszerujące wojsko
niemieckie. J. Malcherczykowi udało się dotrzeć do Bogucic.
Z informacji otrzymanej z Centralnego Muzeum Jeńców
Wojennych w Łambinowicach wynika, iż porucznik Herbert Frach
pochodził z okolic Bochni. Do niewoli został wzięty w
Katowicach dn. 4.09., a więc jemu nie udało się opuścić
miasta. M. Tułak w cytowanym liście podaje, iż Herbert Frach
był nauczycielem z Kochłowic. Nawiązano kontakt z
siostrzenicą żony Herbeta Fracha. Podała ona, iż H. Frach z
żoną przed wojną mieszkali w Kochłowicach, gdzie pracowali w
szkole jako nauczyciele. W swoich zeznaniach Łucja Kurek,
siostra zastrzelonego w dn. 4.09.1939 r. Henryka Kurka
wspomina, iż brat tego dnia wczesnym rankiem spotkał na
ulicy Bocheńskiego w Załężu grupę polskich żołnierzy, wśród
których był jego nauczyciel ze szkoły podstawowej w Załężu.
Już w czasie wkraczania wojsk niemieckich w dniu
4.09.1939 r. rozpoczęły się zatrzymania osób w mundurach
(harcerskich, powstańczych i wojskowych) oraz osób cywilnych
wskazywanych przez ludność niemiecką lub sympatyzującą z
Niemcami, jak
i przez członków Freikorpsu. Zatrzymania miały miejsce na
ulicy, w mieszkaniach i schronach. Wśród zatrzymanych
znaleźli się mieszkańcy Katowic oraz ci, którzy przybyli do
Katowic wycofując się z terenów zajmowanych przez Niemców
(Ruda Śląska, Chorzów). Zatrzymanych przeważnie prowadzono
do budynku konsulatu niemieckiego mieszczącego się przy
ulicy Zawadzkiego nr 8. Tam ich legitymowano, po czym
dzielono na dwie grupy – jedni to ci co mieli książeczki
wojskowe, drudzy, znaczna większość, nie posiadającą takich
dokumentów. Tą drugą grupę żołnierze niemieccy poprowadzili
z rękami podniesionymi do góry ulicą Sokolską do placu
Wolności, ulicą 3-go Maja do Rynku, gdzie na ulicy Zamkowej
wprowadzono ich na podwórze za restauracją „Sachera”,
należącą do Frydländera.
Stojący na ulicach tłum lżył prowadzonych, opluwał i obrzucał kamieniami.
W podwórzu zatrzymanych rewidowano zabierając portfele,
dokumenty oraz inne drobne przedmioty. Nad niektórymi z
ofiar znęcano się. Ciężko pobity został aptekarz z Chorzowa
Edmund Baranowski, zatrzymany we wczesnych godzinach rannych
w swoim domu i przyprowadzony przez Freikorps do Katowic
(k.51) oraz dwóch piętnastoletnich chłopców, przy których w
czasie rewizji znaleziono amunicję. Największa grupa liczyła
ok. 40 osób. Składała się z kilku osób cywilnych oraz
mundurowych – harcerzy, powstańców, wojskowych. Gdy została
wprowadzona na podwórze, na ziemi leżały już zwłoki sześciu
osób. Egzekucje wykonywali żołnierze i członkowie Freikorpsu.
Łącznie rozstrzelano ok. 80 osób, wśród nich byli: Nikodem
Renc, Józef Renc (k. 64, k. 601), Franciszek Feige,
Konstanty Woźniczka- zabrani ze swoich mieszkań, Leon
Łukaszewicz, Władysław Pierończyk, - zatrzymani na ulicy,
Aleksander Rzeszótko – zabrany ze schronu budynku, w którym
mieszkał przy ul. Sobieskiego, Edmund Baranowski. Na
polecenie członków Freikorpsu zwłoki zostały wywiezione w
dwóch turach przez pracowników zieleni miejskiej platformą
konną przykrytą plandeką do kostnicy cmentarza żydowskiego,
szpitala przy ul. Raciborskiej i cmentarza przy ul
Sienkiewicza. Byli też tacy, którym udało się uniknąć tego
dnia egzekucji w podwórzu. Antoni Strugała w ostatnich
dniach sierpnia otrzymał wezwanie do Komendy Dzielnicowej
Policji przy ul Słowackiego. Tam polecono mu patrolowanie
Placu Wolności, dostał karabin i 40 sztuk amunicji. Tuż
przed wkroczeniem wojsk niemieckich wraz z rodzina schronił
się w piwnicy budynku przy ul. Wolności, skąd rankiem
4.09.1939 r. został zabrany przez członków Freikorpsu. Przed
egzekucją uchroniła go interwencja żony, która przekonała
wysokiego ranga funkcjonariusza o tym, że nie brał udziału w
walkach. Z podwórza przy ul. Zamkowej został zabrany
samochodem ciężarowym do hotelu Christlicher Hospiz przy ul
Jagiellońskiej. W piwnicach hotelu było więzionych wielu
mieszkańców Katowic, a przeprowadzano tam wstępne śledztwo.
Po kilku dniach Strugała trafił do więzienia w Katowicach,
wreszcie do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Adolf
Kowalik był dekoratorem w Teatrze Śląskim. Został wzięty
przez Niemców z teatru razem z powstańcami, którzy się tam
bronili i zaprowadzony na podwórze przy ul Zamkowej. Jeden z
żołnierzy zwrócił uwagę na to, że ubrany jest w płaszcz
roboczy i zapytał dlaczego. Gdy ten wyjaśnił, iż w teatrze
pracuje i miał dyżur, został zabrany na przesłuchanie, a
potem wywieziony do obozu w Dachau. Rafał Kocik,
uczestniczący jako harcerz w obronie Chorzowa, w dniu 3
września wycofał się w kierunku Katowic. Przy teatrze został
przydzielony do dwuosobowego patrolu żołnierskiego i wraz z
nimi pilnował odcinka Gliwicka, Załęska Hałda, Park
Kościuszki. Wieczorem usuwali flagi ze swastykami wywieszane
przez niemiecką ludność cywilną i członków Freikorpsu. Nad
ranem, gdy na Placu Wolności został zastrzelony jeden z
żołnierzy, schronił się w piwnicy budynku,. Jakaś kobieta
przyniosła mu ubranie i kazała ściągnąć mundurek harcerski.
Gdy do miasta wkroczył Wehrmacht wyszedł na ulicę i wmieszał
się w tłum, został jednak zatrzymany przez dwóch członków
Freikorpsu i zaprowadzony do konsulatu niemieckiego, a
stamtąd na ul Zamkową. Tam, widząc zwłoki kilku osób,
wysunął się przed swoją ok. 40–osobową grupę i gdy usłyszał
odgłos strzałów upadł, a na niego zabici. Mimo braku obrażeń
leżał nieruchomo Po około 20 minutach rozstrzelano w tym
samym miejscu kolejna grupę. Wtedy dostał drgawek, a
wykonujący egzekucję oddali do niego serię strzałów. Został
ranny i stracił przytomność. Późnym wieczorem, kiedy na
podwórzu wszystko ucichło wydostał się spod zwłok i wszedł
do najbliższej bramy, gdzie na trzecim piętrze jakaś kobieta
dała mu wodę, by zmył brud i krew. Potem udało mu się
wymknąć z miasta i wrócić do Klimzowca do rodziców. Do
egzekucji doszło również w podwórzu hotelu „Hospitz” przy
ul. Jagiellońskiej, gdzie rozstrzelano między innymi Edmunda
Trzeckiego, Władysława Lorenca i Martę Bimczok.
Oprócz masowej egzekucji przy ul. Zamkowej członkowie Freikorpsu i
wkraczającego wojska dopuszczali się zabójstw i egzekucji na
terenie całego miasta i jego dzielnic. Część tych zabójstw
została udokumentowana materiałem dowodowym. Ich ofiary
zwożone były głównie do kostnicy szpitala przy ul.
Raciborskiej. Nie wszystkie udało się ulokować w kostnicy,
wiec układano je na terenie przyległym do szpitala (k. 603).
W dniu 4.09.1939 r. przywieziono tam między innymi zwłoki
ok. 14 umundurowanych harcerzy w wieku ok. 14 lat. Wszystkie
ciała miały rany postrzałowe wlotowe u nasady nosa. W dniach
5 i 6.09.1939 r. zwłoki grzebano w mogile zbiorowej
wykopanej na cmentarzu przy ulicy Panewnickiej, posypywano
je chlorem. Jak wynika z zeznań świadków, łącznie na
cmentarz przywieziono ok. 80 ciał (k. 109). Nie ma
możliwości precyzyjnego ustalenia tej liczby, ze względu na
fakt, iż ewentualna ekshumacja musiałaby zostać
przeprowadzona na cmentarzu, gdzie już wcześniej grzebano
zwłoki. W czasie okupacji władze niemieckie, chcąc zatrzeć
ślady mogiły przez jej środek poprowadziły ścieżkę
cmentarną. Obecny obrys mogiły prawdopodobnie nie pokrywa
dokładnie rzeczywistego miejsca pochówku. Ciała zmarłych
grzebano również w pojedynczych mogiłach na terenie innych
cmentarzy w Katowicach. Jednocześnie do szpitala na
Raciborskiej trafiali ranni: polscy i niemieccy żołnierze,
osoby cywilne. Operował je jedyny lekarz pozostający w
szpitalu chirurg Mieczysław Grabowski. Z jego zeznań wynika,
iż łącznie do kostnicy tego szpitala w dniach od
poniedziałku do środy zwieziono ok. 80 zwłok. W Dębie koło
kościoła freikorzyści zastrzelili powstańca Franciszka
Grygera, którego wcześniej wyprowadzili na ulicę z domu
(k.16, 38, 65). Henryk Kurek razem z bratem Pawłem oraz
kolegami z drużyny harcerskiej Mikołajem Cubertem i Józefem
Mahoczkiem na ulicy Barbary natknęli się na niemiecki
patrol, który mimo, że zastosowali się do polecenia i
podnieśli ręce do góry, zaczął do nich strzelać. Henryk
Kurek został zastrzelony, a pozostałym udało się zbiec.
Emerytowany stróż ogródków jordanowskich przy ul. Barbary –
Teodor Szyszka wraz z pracującym tam Walentym Pronobisem w
odwecie za nie otworzenie bramy zostali rozstrzelani przez
niemieckich żołnierzy. Jan Olejniczak po wyprowadzeniu ze
swojego domu został zastrzelony na ul. 3-go Maja. Emanuel
Mnich został zabrany ze swojego domu przy ul. Opolskiej w
dniu 4.09.1939 r., wyprowadzony na ulicę i zastrzelony przez
członków Freikorpsu na placu Wolności. Teofil Patalong ur.
1869 r., powstaniec śląski, w dniu 6.09.1939 został zabrany
z domu przez żołnierzy niemieckich, którzy ulicą
Bocheńskiego doprowadzili go do dołów po piasku w pobliżu
kolei, gdzie wykonali egzekucję przez zastrzelenie. Zwłoki
zostawili w dołach, zabrała je rodzina. Wśród ofiar są
również mieszkańcy sąsiednich miast, którzy wycofywali się w
stronę Katowic przed wojskami niemieckimi: Jan Apostolus i
Ernest Janik (k. 670). Praktycznie przez kolejne dwa
tygodnie po zajęciu przez Niemców Katowic trwały
poszukiwania i aresztowania osób biorących udział w obronie
Katowic, posiadających broń i figurujących na specjalnych
listach (k.377). Cześć z nich trafiła do więzienia przy
ulicy Mikołowskiej, a stamtąd do obozów koncentracyjnych.
Innych rozstrzeliwano na terenie cegielni Grünberga w
okolicach ul.Karbowej na wysokości Parku Kościuszki lub na
terenie lasów panewnickich. Dzięki świadkom tych egzekucji w
1946 r. udało się odnaleźć trzy mogiły, z których we
wrześniu 1946 r. dokonano ekshumacji. Zawierały one 46
zwłok, w tym jedne płci żeńskiej. Nie znaleziono żadnych
dokumentów, które ułatwiłyby identyfikację. Rodziny
zidentyfikowały zwłoki Izydora Szczepanka, Józefa Musialika
i Emanuela Oślizło, Waltera Urbanka. Nie ustalono natomiast
ile osób straciło życie w wyniku egzekucji na terenie
cegielni, ani też gdzie je pochowano. W oparciu o akta USC
ustalono 34 osoby, odnośnie których figuruje zapis o zgonie
w dniu 4.09.1939 r. lub odnalezieniu zwłok w pierwszych
dniach września. Zgony zgłaszało gestapo lub policja,
rzadziej osoby bliskie. Ponieważ nie udało się dotrzeć do
rodzin w/w, celem ustalenia, które zgony mogły być wynikiem
zbrodni, listę zweryfikowano z kartoteką Ofiar Faszyzmu
znajdującej się w zespole Śląskiego Instytutu Naukowego
przechowywaną w Archiwum Państwowym w Katowicach. W oparciu
o to dodatkowo ustalono, iż w okresie od 4.09.1939 r. do
15.09.1939 r. rozstrzelano następujące osoby: Ignacego Hassa
lat 28, Ryszarda Hassa lat 34, Adama Parczyka lat 39,
Michała Odrzywołka lat 43, Emanuela Oślizło lat 47, Pawła
Psiuka lat 58, Stefana Zajkowskiego lat 44, Alojzego Czaję
lat 31, Karola Kaliwodę lat 56, z Katowic, Augusta Krzewitza
lat 42, Engelberta Swadźbę lat 29 z Chorzowa, Jerzego
Zimmermanna lat 32, Romana Cipę lat 36 z Rudy Śląskiej,
Hermana Mierzwiaka lat 43, Juliusza Krause lat 54 ze
Świętochłowic, Wilhelma Shindlera lat 27.
Wobec utracenia przez następcę ZBOWiD-u w Katowicach materiałów
archiwalnych, na które powołano się przy wskazaniu źródła
informacji o wyżej opisanych zgonach, nie ma możliwości
ustalenia dokładnego miejsca i okoliczności rozstrzelania
tych osób. Można jedynie przypuszczać, iż była to egzekucja
mająca miejsce na ul. Zamkowej, w cegielni, w lasach
panewnickich lub w bliżej nieustalonym miejscu na ulicach
Katowic.
Nadto nie można w sposób precyzyjny ustalić liczby ofiar zbrodni
popełnionych przez wkraczający do Katowic żołnierzy
Werhmachtu i członków Freikorpsu, zwłaszcza, że część osób
poległa w trakcie walk zbrojnych. W przybliżeniu można podać
liczbę ok. 150 osób.
Natomiast z dokumentów niemieckich wynika, iż liczba ofiar po stronie
niemieckiej była następująca: Gw (straż graniczna) - 3
zabitych, 4 rannych, Org. E. (hitlerowskie bojówki utworzone
po drugiej stronie granicy składające się z niemieckich
dezerterów z armii polskiej) - 6 zabitych, 2 rannych, 239
Dywizja 6 zabitych, 20 rannych. Freikorps - 89 (k. 672).
Wieczorem 8 września 1939 r. ok. godz. 1900 na
ulicę Mickiewicza wjechały dwa wozy pancerne, z których
podpalono synagogę. Ponieważ zewsząd dochodziły odgłosy
strzelaniny tłum powtarzał pogłoskę, iż w synagodze bronili
się powstańcy. Z zeznań bezpośrednich świadków zdarzenia (k.
79) wynika, iż już w godzinach rannych tego dnia Niemcy
zabrali od stróża klucz z synagogi, a pracowników straży
pożarnej oficer niemiecki powiadomił, iż wieczorem zostanie
podpalona bóżnica żydowska. Ok. godz. 20 straż pożarna
została wezwana do gaszenia tego pożaru. Na miejscu strażacy
otrzymali zakaz lania wody na synagogę, a jedynie
dopilnowania, by ogień nie rozprzestrzenił się na sąsiednie
budynki. Ok. godz. 330 dach i kopuła tego budynku
zawaliły się, a do tego czasu wojsko pilnowało, aby nie
gasić pożaru.
W
oparciu o treść publikowanych dokumentów niemieckich z
okresu okupacji
i opracowań historycznych ustalono, iż za wkraczającymi do
Polski oddziałami Wehrmachtu dn. 4 września 1939 r. w
województwie śląskim pojawiły się specjalne grupy operacyjne
Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa, zwane
Einsatzgruppen. Były to doraźnie utworzone jednostki, w
których skład wchodzili funkcjonariusze różnych formacji
policyjnych i SS. Mimo, że podlegały one dowódcom armii, do
których zostały przydzielone, kierownictwo „policyjno –
fachowe” spoczywało bezpośrednio w rękach szefa policji
niemieckiej Himmlera. Raporty o przebiegu przeprowadzonych
akcji dowódcy Einsatzgruppen składali bezpośrednio do
Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy względnie do referatu
specjalnego Głównego Urzędu Policji Bezpieczeństwa
oznaczonego kryptonimem Unternehmen Tannenberg. Na
terenie Górnego Śląska działała Einsatzgruppe do
zadań specjalnych (z.b.V) SS Obergrupennführera Udo von
Woyrscha, która pozostawała na Śląsku w dniach od 6 do
12.09.1939 r.
Uzyskano
materiały procesowe ze śledztwa przeciwko Udo von Woyrschowi
prowadzonego przez Prokuraturę w Stuttgarcie. Przedmiotem
tego postępowania były masowe rozstrzeliwania dokonywane
przez członków grupy operacyjnej z.b.V policji
bezpieczeństwa na terenach przemysłowych Górnego Śląska po
rozpoczęciu kampanii na Polskę we wrześniu 1939 r. Zostało
ono umorzone dn. 20.04.1977 r. z przyczyn trwałej
niezdolności podejrzanego do udziału w rozprawie. Miał
wówczas 81 lat i zgodnie z opinią lekarską pod względem
umysłowym miało miejsce u niego „wyraźne osłabienie
koncentracji i zakłócenia pamięci z częściowo znacznym
zamętem”. Postępowanie to toczyło się również przeciwko
członkom sztabu grupy operacyjnej z.b.V: Otto Raschowi
(dowódcy oddziału Sipo SS Brigadeföhrer), Hansowi
Trummlerowi (SS Standartenführer, kierownik prowokacyjnej
akcji dywersyjnej na niemiecką stację celną pod
Łagiewnikami), Otto Hellwigowi (SS Obersturmbannführer,
zastępca Rascha) oraz pułkownikowi Policji Porządkowej
Friedrichowi Wolfstiegowi. W stosunku do pierwszych trzech
postępowanie umorzono wobec ich śmierci, a w stosunku do
ostatniego w związku z niemożnością ustalenia oskarżonego.
Po przekazaniu postępowania do Prokuratury w Hamburgu
rozszerzono je o kolejnych osiemnastu oskarżonych, wobec
których umorzono postępowanie częściowo wobec śmierci
sprawców, częściowo wobec nieustalenia ich tożsamości, a
częściowo wobec faktu, iż materiały nadesłane przez Główną
Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich nie nadają się do
udowodnienia winy pojedynczym oskarżonym.
Z
załączonych dokumentów wynika też, iż dowódcy grup
operacyjnych otrzymali rozkaz rozstrzelania wszystkich
członków polskich związków powstańczych bez sądu wojennego.
Rozkaz ten został wydany przez Richsführera SS bezpośrednio
dowódcom poszczególnych oddziałów (k.342,346) Jak zeznał
jeden z nich Hubert Schwerhoff – dowódca oddziału
operacyjnego 1/I – po wkroczeniu na obszar Polski mieli
zbrojnie i bezwzględnie zwalczać każdy stwierdzony i
podejrzewany opór polskiej ludności.
Eksterminacyjna działalność Einsatzgruppe na terenach objętych
agresją była analizowana wielokrotnie w zakresie procesie
głównych zbrodniarzy wojennych w Norymberdze, a następnie
stała się przedmiotem oddzielnego postępowania przed II
Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, które znane
było jako „sprawa nr 9” lub „proces Ohlendorfa.” Wspomniane
procesy koncentrowały się jednak jedynie na działalności
Einsatzgruppe operujących na terenie b. ZSRR.
Współudział w zbrodniach dokonanych na terenie Katowic, zwłaszcza w
pierwszych dniach wojny, mieli członkowie Freikorpsu. Były
to bardzo sprawne oddziały ochotnicze, dobrze wyposażone i
umundurowane. Członków tej formacji charakteryzował
fanatyzm, ślepe posłuszeństwo wobec dowódców oraz
okrucieństwo. W 1939 r. stanowili straż przednią armii
niemieckiej na Śląsku i podejmowali działania wojenne
przeciwko polskim formacjom broniącym Śląska zanim jeszcze
wkraczały regularne wojska. Mieszkańcy, którzy
identyfikowali się z narodowością niemiecką, witali ich jako
wyzwolicieli i chętnie zasilali ich szeregi. Dla Ślązaków
identyfikujących się z narodowością polską Freikorzyści byli
bandą. W zeznaniach świadków pojawiły się nazwiska
niektórych członków Freikorpsu biorących udział w
zatrzymaniach Polaków i zbrodniach na nich dokonanych. Byli
to Adolf Bonk, Jan Błaszczyk.
W ramach
oceny prawnej czynów będących przedmiotem niniejszego
śledztwa należy stwierdzić, iż stanowiły one w czasie ich
popełnienia oraz stanowią obecnie przestępstwa będące
zbrodniami przeciwko ludzkości, a także zbrodniami wojennymi
- w rozumieniu ustawy z dnia 18 grudnia 1998 roku o
Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz. U. Nr 155 poz. 1016 z
późn. zm.).
Każdy z
czynów polegających na pozbawianiu życia pokrzywdzonych
określonych części dyspozytywnej niniejszego orzeczenia
stanowi zbrodnię zabójstwa określoną w art. 1 pkt 1 dekretu
z dnia 31.08.1944 roku o wymiarze kary dla faszystowsko –
hitlerowskich zbrodniarzy, winnych zabójstw i znęcania się
nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu
Polskiego (Dz. U. z 1946 roku nr 69 poz. 377 z późn.
zm.) oraz art. 123 § 1 pkt 3 i 4 kodeksu karnego z 1997
roku pozostających w zbiegu kumulatywnym (właściwym)
unormowanym w art. 11 § 2 kk. Przyczyną uzasadniającą
konieczność zastosowania w tym wypadku zbiegu właściwego
jest to, iż obydwa przepisy normują postacie szczególne
przestępstwa zabójstwa, które w typie podstawowym unormowane
jest obecnie w art. 148 § 1 kk. Pozbawianie życia osób
cywilnych poprzez zastrzelenie na ulicach oraz w ramach
zbiorowych egzekucji należy potraktować jako zbrodnie
wojenne wyczerpujące znamiona przestępstw z art. 123 § 1 pkt
4 kk. Okoliczność ta wynika z faktu, iż tego rodzaju
zachowania określane jako „mordowanie ludności cywilnej”
było także sprzeczne z postanowieniami prawa
międzynarodowego obowiązującymi w okresie II wojny
światowej. Pogląd taki unormowany został w ramach definicji
zbrodni wojennych zawartej w art. VI „b” Statutu
Międzynarodowego Trybunału Wojskowego sądzącego głównych
sprawców zbrodni z okresu wojny. Natomiast jeśli chodzi o
zabójstwa obrońców miasta zatrzymanych z bronią w ręku lub w
czasie zdobywania kolejnych punktów oporu, to w świetle
faktu, iż zostali oni przez władze polskie wezwani do
wykonywania osobistych świadczeń wojennych, byli jeńcami
wojennymi. W tym wypadku zbrodnia zabójstwa została
popełniona wbrew postanowieniom prawa międzynarodowego, w
szczególności art. 4 regulaminu dotyczącego praw i
zwyczajów wojny lądowej stanowiącego załącznik do
podpisanej przez ówczesnego przedstawiciela Niemiec
Konwencji dotyczącej praw i zwyczajów wojny lądowej (Dz.
U. z 1927 roku nr 21 poz. 161) nakazującego humanitarne
traktowanie jeńców wojennych. W tym zakresie wszelkie
przypadki i formy tłumaczenia przez wyższych funkcjonariuszy
Rzeszy przyczyn odstąpienia w przypadku tych pokrzywdzonych
od zasad traktowania jeńców wynikających z prawa
międzynarodowego były bezzasadne.
Karalność
wszystkich przestępstw stanowiących przedmiot niniejszego
postępowania nie uległa przedawnieniu, gdyż są one
zbrodniami przeciwko ludzkości określonymi w art. 3 ustawy z
dnia 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej
- Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu
(Dz. U. Nr 155 poz. 1016 z późn. zm.), i stanowią zbrodnie
wojenne, których ściganie też nie ulega przedawnieniu.
Wszystkie te przestępstwa, co wcześniej wykazano, zostały
popełnione w ramach motywacji określonej w tym przepisie - z
powodu przynależności pokrzywdzonych do grupy
narodowościowej. Należy również zwrócić uwagę na to, iż
podobne przestępstwa traktowane były wcześniej na gruncie
judykatury właśnie jako zbrodnie wojenne i zbrodnie
przeciwko ludzkości. Orzeczenia o takiej treści zapadały
m.in. w trakcie procesu norymberskiego, gdzie stwierdzono,
że działalność polegająca m.in. na mordowaniu jeńców i
ludności cywilnej miała charakter przestępczy, stanowiący
czyny objęte Statutem Międzynarodowego Trybunału Wojskowego,
a tym samym były zbrodniami przeciwko ludzkości oraz
zbrodniami wojennymi. Czyny objęte orzeczeniami wydanymi w
Norymberdze odnoszą się również do zdarzeń będących
przedmiotem niniejszego postępowania. Pierwszy z procesów
zakończył się wyrokiem ogłoszonym w dniach 30.09. i
01.10.1946 r. w Norymberdze i obejmował 21 oskarżonych:
Hermanna Göringa, Rudolfa Hess’a, Joachima von Ribbentropa,
Wilhelma Keitl’a, Ernesta Kaltenbrunera, Alfreda Rosenberga,
Hansa Franka, Wilhelma Fricka, Juliusa Streicher’a, Waltera
Funka, Hjalmara Schacht’a, Karla Dönitz’a, Ericha Raeder’a,
Baldura von Schirach, Fritza Sauckel’a, Alfreda Jodl, Franza
von Papen’,a, Artura Seyss-Inquart’a, Alberta Speera,
Constantina von Neurath’a i Hansa Fritzsche’a,
Martina Bormanna. Tego ostatniego sądzono zaocznie, gdyż
uciekł z więzienia. Heinrich Himmler natomiast popełnił w
dniu 23 maja 1945 r. samobójstwo i tym samym nie zdołano go
postawić przed sądem.
W toku niniejszego śledztwa nie było możliwości
ustalenia bezpośrednich sprawców opisanych zbrodni, nie ma
natomiast wątpliwości, iż sprawcą kierowniczym był Heinrich
Himmler, który wydał dowódcom Einsatzgruppe rozkaz
rozstrzelania wszystkich członków polskich związków
powstańczych oraz Udo von Woyrsch, przekazujący ten rozkaz
członkom z.b.v działających w dniach od 6 do 12. 09. 1939 r.
w Katowicach.
P r o k u r a t o r
Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu
w Katowicach
Ewa Koj
Wszelkie artykuły komentujemy
na
www.pobudka.zhr.pl/forum
>>> wejdź
|
|
|