|
|
Sylwetki
Paweł
Korzenecki, Maciej
Stępa
Wywiad z
byłym Prezydentem RP Lechem Wałesą

Paweł
Korzenecki HO

phm. Maciej Stępa
Maciej Stępa: Co Panu
mówi skrót ZHR?
Lech Wałęsa: Chodzi o
Związek Harcerstwa Polskiego...
MS: ... dokładniej to
Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej
LW: Ach tak, tak.
MS : Co skłoniło Pana do
objęcia jako Prezydent RP patronatu honorowego nad ZHP?
LW: Chciałem aby
następnemu pokoleniu, tam gdzie ja mam wpływ, dać szansę
innego życia, innej zabawy, innych warunków. Z tego punktu
widzenia, wszędzie gdzie była młodzież, nawet nie zawsze
młodzież wyznająca ten sam światopogląd co ja, czy wywodząca
się z tej samej orientacji, ale na to nie patrzyłem.
Uważałem, że dzieciom i młodzieży trzeba dać szansę życia w
innych warunkach, przygotowania się do służenia ojczyźnie
trochę inaczej niżeli ja, niżeli mnie stworzono warunki. I z
tych powodów przyjąłem ten patronat.
Paweł Korzenecki: Jak
Panu wiadomo ZHR wywodzi się z opozycyjnych środowisk, które
opuściły ZHP w 1989 roku. Jak postrzegał Pan jako lider
opozycji środowiska opozycyjne w harcerstwie?
LW: Chciałem żeby to
środowisko też się oczyściło. Wiedziałem, że nie mnie się
mieszać, ale że ono potrzebuje jakiegoś wstrząsu, zrzucenia
tej „czapy”, która tam była i wykorzystywała tą młodzież
albo prowadziła ją w innym kierunku. Nie zawsze w kierunku,
z którym się zgadzałem. I wspierałem to nie po to aby to
rozbić, bo rozbicie mi się nie podobało. Wykorzystywanie
młodzieży też mi się nie podobało. Tylko jak tym wstrząsnąć,
jak to odnowić? Jak dać szansę lepsze niżeli były wcześniej.
Z tego powodu opowiadałem się za podziałami na chwilę. Za
podziałami, które oczyszczały, dopuszczały nowych ludzi do
pracy, do planowania, do udziału.
MS: W 1981 roku był Pan
namawiany do udziału w zjeździe ZHP. Dlaczego ostatecznie
nie zdecydował się Pan wziąć w nim udziału?
LW: Problem polegał na
tym, że w duchu myślałem, że każda młodzież jest „moja”,
każdy człowiek, każdy Polak jest „mój”, polski i nie
chciałem wchodzić w te kłótnie. Chciałem odnowy, ale nie
chciałem niszczenia wszystkiego. Dlatego byłem „za, a nawet
przeciw”. Jedni za drugimi, bo to jest nasza młodzież, a ona
jest taka jaka jest. Ona niewinna była wykorzystywana i
manipulowana. I dlatego rozważałem udział w każdej
inicjatywie – i tej, z którą się całkowicie zgadzałem i w
tej, z którą mniej się zgadzałem. Wszędzie chciałem pomagać
w... odnalezieniu się.
MS: Czy pamięta Pan co
ostatecznie skłoniło Pana aby się w to nie angażować?
LW: Pewnie ktoś tam mnie
za ręce przytrzymał, ktoś miał obawy, że druga strona nie
pozwoli na reformy, bo są silniejsi, mają więcej pieniędzy,
bo nie rozliczyli się. Prawdopodobnie tego typu argumenty
musiały wpłynąć na mnie i zmusić mnie do takiego zachowania.
Na pewno byłem niezadowolony, na pewno chciałem inaczej, ale
nie można było osiągnąć tego celu, tej odnowy, więc musiałem
się pohamować aby ONI nie poczuli się znów mocni bo nie
pozwolą na „coś tam”. Prawdopodobnie takie argumenty
przeważyły.
MS: Przy okrągłym stole
Leszek Miller ponoć miał powiedzieć, że harcerstwa partia
nie odda nigdy. Jak Pan na to zareagował?
LW: To jest polityka, w
której jedni chcą drugich wymanewrować, a moje manewrowanie
było głównie nie dla mnie, czy mojej orientacji ale dla
Polski.
PK: Jakie nadzieje
wiązał Pan ze współpracą z harcerstwem w latach ’80?
LW: Tylko odnowa, tylko
stworzenie warunków, tylko odebranie wszelkich nacisków.
Postawienie na ludzi, którzy się na tym znają i na młodzież.
Niech ona się bawi i niech wykorzystuje. Stwarzanie tylko
warunków. Nic więcej. Ja nie chciałem wykorzystywać
młodzieży. Oczywiście jak gdzieś nosili ulotki to też się
cieszyłem, ale nie namawiałem. Chciałem pozostawić młodzież
poza grami „staruszków”.
MS: Jak wspomina Pan współpracę z harcerzami przy
organizacji I Zjazdu „Solidarności” w Hali Olivii?
LW: Hmm.... To nie było
moje zadanie. Ja tylko prosiłem, kazałem stwarzać warunki,
natomiast ja byłem w obłokach, byłem strategiem, myślałem o
innych rzeczach. O wielu rzeczach nie mogłem mówić ale
musiałem zrobić.
MS: A czy oceniłby to Pan pozytywnie, czy był Pan
zadowolony?
LW: Na pewno nie
negatywnie, bo ja jestem tak bezczelny, że bym powiedział
gdyby coś było nie tak. Na pewno było „fair”, na pewno nie
miałem uwag.
PK: A czy jako, jak Pan
to określił strateg, nie miał Pan pokusy aby uderzyć na
„froncie” harcerskim, gdzie na wyższych stanowiskach
zasiadali członkowie partii?
LW: Otóż nie, nie. Po
pierwsze miałem za mało wiedzy, nie za dobrze się na tym
znałem i nie chciałem wszędzie wchodzić. Wiedziałem, że w
harcerstwie jest wystarczająco dużo ludzi, którzy pamiętają
„stare harcerstwo” i pamiętają o wartościach i oni to
zrobią. Stwarzać im warunki a jak będą mieli ciężko, to
każdy wiedział, że przyjdzie Wałęsa i im pomoże. Ale nie
wchodziłem za mocno, bo mocne wejścia nie są dobre. To musi
być oddolna inicjatywa, musi być zaangażowanie, to muszą być
nawet trudne rzeczy, czasem trzeba nawet zapłacić cenę żeby
coś zrobić. Ja byłem tego typu działaczem, że nic łatwo mi
nie przychodziło, trzeba było wszystko wywalczyć. Dlatego na
wszystko patrzyłem wymiernie: jak nie są gotowi, jak nie
potrafią walczyć to ich sprawa, to trzeba czekać. Nie ma
rady. Muszą dojrzeć, muszą się „wkurzyć”, muszą zapłacić
cenę. Wobec tego nie wyręczałem. Ja raczej byłem od
prowokowania, denerwowania i stwarzania warunków.
MS: Czy którekolwiek z
Pańskich dzieci otarło się kiedykolwiek o harcerstwo?
LW: Ooo! Na pewno trochę
Jarek. W zasadzie wszyscy trochę, tylko nie tak dużo
dlatego, że ze względu na moje zaangażowanie polityczne w
przeciwną stronę to nie chciałem żeby miały dodatkowo
kłopoty. Zaraz by było, że jakieś tam oddziaływanie
wchodzenie, więc nie było zachęty z mojej strony. Po prostu
nie chciałem stwarzać dodatkowych kłopotów dzieciom. Stąd
miały one wolną rękę, ale mimo wszystko każdy trochę
„posmakował”. Ze mną włącznie. Ja też trochę tego
doświadczyłem. Ale to były inne czasy. Nie było czasu na
zbiórki, biwaki itp. Musiałem paść gęsi i krowy. Nie było
tak lekko. Mieszkałem wtedy na wsi.
PK: Czy dzisiaj ...
LW: Łoo! Dziś to bym się
bawił...
PK: A czy dzisiaj
zaproponowałby Pan swoim wnukom taki model wychowania?
LW: O tak, tak. Wiele o
tym słyszałem, spotykałem starszych ludzi „wychowanych na
skautingu”. To są wielcy ludzie. Takie wychowanie było
naprawdę fajne, w dawniejszych czasach. Później przyszło
bezbarwne wychowanie czasów komunistycznych. A teraz mam
nadzieję, że ono się odnawia. Zależy mi tylko na tym aby
nikt nie mieszał się w politykę, żeby miało to charakter
młodzieżowy i aby ludzie, którzy na tym się znają mogli bez
przymusu uczestniczyć w tej wielkiej zabawie.
MS: Kończąc temat
harcerski i wracając do teraźniejszości mam do Pana pytanie:
co Pan myśli o tegorocznej kampanii prezydenckiej?
LW: Decyzji jeszcze nie
podjąłem. Jednak chciałbym coś jeszcze zrobić. Już byłem
prezydentem i mnie nie bawią zaszczyty. Ja mam wystarczająco
medali i nagród wszelkiego typu, ja tego nie chce. Ale
chciałbym jeszcze czegoś dokonać. Moje dzieło miałem
rozpisane na dziesięć lat, jak wiadomo miałem do dyspozycji
pięć. Zrobiłem tylko to co było najważniejsze:
zabezpieczyłem granice, podpisałem nowe porozumienia i
zaproponowałem rozwiązania licząc, że w drugiej kadencji to
zrealizuję. Niestety przetrącono mnie w połowie wobec czego
nie miałem okazji się zrealizować. Wielu rzeczy nie da się
dzisiaj odzyskać bo sporo spraw posunęło się dalej. Puentą
tego może być jeszcze to, że ja mimo wszystko, jako elektryk
osiągnąłem maksimum. Ludzie zapłacili wielką cenę za moje
przywództwo, za tą walkę wobec czego ja muszę być do
dyspozycji narodu, muszę zaproponować jakie mam pomysły. To
czy mnie wybiorą ma mniejsze znaczenie, ale nikt nie będzie
mógł mnie oskarżyć kiedykolwiek, że widziałem co się dzieję,
„rozgrzebałem” Polskę i potem uciekałem od
odpowiedzialności. W związku z tym zgłaszam się do
dyspozycji. Jak wybiorą – oczywiście – wolę wygrywać niż
przegrywać, ale aż tak bardzo mi nie zależy. Jednak nikt nie
powie, że nie mam pomysłu czy nie chcę lub się obawiam.
Niczego i nikogo się nie boję. Tylko Pana Boga, a reszta się
nie liczy. Ale ja mogę coś zrobić jeśli będą warunki,
dzisiaj są one dla mnie raczej niekorzystne. Parlament jest
za bardzo rozgadany. Ja się do tego nie nadaję. Jestem
człowiekiem szybki i raczej mądrych decyzji. Muszę się mocno
zastanowić nad tą decyzją. Z jednej strony muszę oddać się
do dyspozycji, ale z drugiej nie chcę za głęboko wchodzić bo
wiem, że niewiele da się zrobić w tych warunkach.
Ostatecznie na podjęcie decyzji zostawiam sobie jeszcze
trochę czasu. Formalnie to zgłaszam się już teraz i
wypełniam potrzebne druki ale zostawiam sobie możliwość
wycofania się. Taka będzie decyzja w najbliższym czasie.
Wywiad przygotował zespół środowiska „Zbroja” z Gdyni
w składzie:
rozmawiali: Paweł Korzenecki HO i phm. Maciej Stępa
zdjęcia pstrykał: pwd. Cezary Kosmala


Wszelkie artykuły komentujemy
na
www.pobudka.zhr.pl/forum
>>> wejdź
|
|
|