|
|
Od
Redakcji:
jeśli ktoś wydumał sobie, po przeczytaniu dwóch
pierwszych wydań POBUDKI, że Czerwony Krąg, jak wskazuje
kolor, przeznaczony jest dla harcmistrzów, był w błędzie, o
czym się może zaraz przekonać. Tekst ćwika (omc. HO) ZULUSA
wskazuje na to dobitnie, choć tytuł ma niepoważny, a
traktuje między innymi o krasnoludkach zaprzężonych do wózka
z piaskiem... Ale. No właśnie, jest „ale”. Artykuł,
przewrotnie kierowany przez autora do zastępowych i
drużynowych, tak naprawdę powinien być przeczytany w
pierwszym rzędzie przez instruktorów znacznie wyższych
rangą, tych, którzy na co dzień zapominają może o
metodycznej zasadzie wzajemności oddziaływania. Zobaczcie co
wam grozi, druhny i druhowie z czerwonymi podkładkami jeśli
nie będziecie poważnie traktować drużynowych!
Temat
uznaliśmy za na tyle istotny, by umieścić artykuł w
wewnętrznym, czerwonym kręgu. Jednocześnie informujemy, że
artykuł ukaże się w najbliższym numerze „Instruktora”.
Zamieszczamy tekst oczywiście za wiedzą i zgodą Redakcji
pisma.
Wincenty
A.J.Gulewicz „ZULUS” ćw.
Gumka Recepturka
Różne podejścia do prawa, regulaminów i planów
pracy charakteryzują różnych ludzi. Nierzadko są też
przyczyną konfliktów i niezrozumienia wśród członków naszej
wspaniałej organizacji. Również mechanizmy i skuteczność
działania różnych drużyn opierają się na różnych metodach.
Zdawać by się mogło "Plan", "Prawo", "Regulamin" - rzeczy
proste jasne i jednoznaczne. Tymczasem tak nie jest.
Obserwując podejście do przepisów wśród różnych harcerzy i
instruktorów, można zauważyć dwie skrajne postawy wobec,
mówiąc brzydko, przepisów i papierów (oczywiście są one
tylko modelem zachowań i nie twierdzę tutaj, że jest się
zawsze takim, albo takim). Pierwsze podejście, nazwę
Podejściem Niemieckim.
Charakteryzuje się ono bardzo dokładnym analizowaniem
wszelkich praw i przepisów związkowych, wielkim pedantyzmem
i nierzadko brakiem umiejętności działania w sytuacjach
nieszablonowych. Jak wiadomo, Niemcy (w większości) traktują
prawo i przepisy, jako rzeczy święte. Wszystko musi się
zgadzać. Wszystko ma być OK. W kontekście harcerstwa
przykładem niech będzie hufcowy, który widząc że w drużynie
nie ma szesnastu osób, z miejsca ją rozwiązuje. Jeżeli na
karcie kategoryzacji brakuje jednego drobnego punktu do
zdobycia statusu Drużyny Leśnej (np. punktu "Rodzice
pomagają Drużynie w realizacji programu pracy"), to
pozostaje ona Drużyną Polową, nawet jeśli spełnia większość
wymagań na posiadanie statusu Puszczańskiej. Jeżeli Plan
Obozu nie jest realizowany, to nieważne, czy była powódź,
czy ktoś się powiesił, podczas wizytacji drużyna obrywa.
Drugie
skrajne podejście to
Podejście Włoskie(Sycylijskie).
Można
by stwierdzić, że odniesienie do Włoch, jako kraju, nie jest
dość precyzyjne. Mój wujek, który dłuższy czas mieszkał w
tym kraju, opowiedział niegdyś anegdotkę. Jeżeli na północy
Włoch gmina dostanie dotację na budowę szkoły, to ta szkoła
w bólach, ale powstanie. Jeżeli taką dotację, dostanie gmina
w środku Włoch, to szkoła wprawdzie nie powstanie, ale będą
stać jej fundamenty. Jeżeli zaś pieniądze trafią na Sycylię,
to ani szkoły, ani pieniędzy nikt już więcej nie zobaczy.
Pisząc "Podejście Włoskie" mam na myśli Sycylię. Ilość
narzuconych przepisów jest ogromna, więc mało kto się nimi
przejmuje. Luźny stosunek do prawa i przepisów
charakteryzuje Włochów, co przejawia się między innymi
określeniem "Strajk Włoski", które to ze słonecznej Italii
właśnie pochodzi. Pracownicy danej instytucji zaczynają
wtedy drobiazgowo stosować się do przepisów, powodując jej
całkowity paraliż. Oczywiście przy istnieniu w miarę
sensownych regulaminów, taka forma strajku nie odniosłaby
żadnego skutku, jednak w momencie, gdy prawo pełne jest
idiotyzmów, nadmiarowe, metoda ta się bardzo dobrze
sprawdza. Zasadniczo istnienie mafii we Włoszech, może
zobrazować, do czego prowadzi sytuacja, gdy skostniałe
przepisy paraliżują organizację państwa - wtedy pojawia się
nieformalna konkurencja rządząca się własnymi prawami -
często skuteczniejszymi i mniej wzniosłymi ("państwo w
państwie"). Włosi zatem często w ogóle nie przywiązują wagi
do formalności. W kontekście naszego związku wzorcem
"podejścia włoskiego" może być sytuacja istnienia drużyny
przy akceptacji hufcowego, jako "Polowej" z liczebnością
czterech członków, z których trzy stanowią kadrę. Innym
przykładem niech będzie przyznanie kategorii, pomimo
niespełnienia najważniejszych wymagań. Na obozie wizytujący
nie patrzy za bardzo na arkusz, ani plan obozu, tylko
sprawdza, czy "wszystko jest OK" na oko. Liczy się bardziej
dobra atmosfera, niż przepisy i porządek.
Konfrontacja różnych podejść może łączyć się, jak już
pisałem z konfliktami. Zasadniczo największe dotyczą
Planów Pracy
Wymagania hufcowych dotyczące tychże często i gęsto się
różnią. Czasem hufcowy rzuci na plan okiem i podbije widząc,
że nie ma w nim za dużych dziur, czasem każe setkę razy
poprawiać, czasem prawie w ogóle nie spojrzy. Które
podejście jest najlepsze? Znam pewną drużynę, w której
drużynowy pisał plany pracy na komputerze używając nierzadko
kombinacji klawiszy CTRL+C i CTRL+V (charakterystyka). Że
hufcowy nie zawracał sobie głowy formalnościami, przeto plan
podstemplował i nie robił problemów. Ciekawe, że owa drużyna
dwukrotnie zdobyła miano najlepszej na Mazowszu.
Na
początku przedstawiłem dwie skrajne podstawy. Sama jednak
definicja podejścia niemieckiego i włoskiego nie daje mi
możliwości sprecyzowania problemu, o którym chciałem
napisać. Dlatego wprowadzę sobie nowy termin pseudonaukowy,
bo lubię udawać kogoś mądrzejszego, niż jestem.
Syndrom Gumki Recepturki
Porównajmy sobie naszych harcerzy, do krasnoludków
ciągnących wózek. W wózku są jakieś ściśle określone zasady
- czyli dajmy na to ziarnka piasku. Między innymi leży tam
dziesięć najważniejszych ziarnek - punktów Prawa
Harcerskiego. Niemiec każe krasnoludkowi dorzucić do wózka
tylko parę najpotrzebniejszych rzeczy, żeby nie ciągnąć
czegoś bez sensu. Potem przywiąże krasnala sznurkiem i każe
iść. Jak krasnoludek nawali, to dostanie kijem. Włoch -
każe swojemu krasnoludkowi wrzucić do wózka mnóstwo kamieni
i piasku, żeby pokazać, że jest lepszy od Niemca. Kiedy
przywiąże krasnoludka do wózka sznurkiem, stwierdzi, że
krasnoludek ledwo dycha, bo wózek jest za ciężki. Stwierdzi
tak - jeśli jest pesymistą, ale ponieważ, Włosi i harcerze
słyną z optymizmu, przeto dojdzie raczej do wniosku, że zły
jest sznurek i krasnoludka przywiąże do wózka gumką.
Krasnoludek zacznie iść do przodu, Włoch wpadnie w zachwyt i
widząc sukcesy idącego teraz szybciej krasnoludka, dorzuci
mu piachu. Oczywiście krasnoludek będzie szedł do przodu,
ale wózek prawie w ogóle nie ruszy. Kiedy gumka się
rozciągnie za bardzo, albo nasz krasnoludek przestanie iść i
Włoch po kryjomu wywali większość piachu, albo gumka pęknie
i krasnal zaliczy glebę.
Może
zagmatwane to i za bardzo teoretyzuję, więc zostawię
krasnoludki i podam przykład z życia. Na pewnym egzaminie
pewien wykładowca dał studentom dziesięć zadań. Osiem mieli
zrobić na piątkę, siedem na czwórkę, cztery na trójkę. Na
wszystko było półtorej godziny. Po połowie egzaminu
większość studentów wyszła i oddała prace, stwierdziwszy, że
nie zdąży napisać czterech zadań. Zrobili błąd. Ja
doczekałem do końca i oddałem kartkę z trzema zadaniami, w
których pewnie nie brakło też błędów. W tydzień potem brałem
wpis z oceną "trzy". Mój kolega, napisał pięć zadań i dostał
piątkę. Zaliczył również student, który wypełnił kartkę z
zadaniami po łebkach, nawet specjalnie nie uważając na
poprawność (tylko żeby była zapisana), ale zrobił wszystkie
źle - także dostał pięć.
Otóż
nie znoszę tego podejścia. Nie znoszę, jak ktoś w ten sposób
prowadzi hufiec, czy chorągiew. Nie znoszę, jak wymaga ode
mnie, rzeczy, których i tak wie, że nie zrobię, a liczy na
to, że jak będzie za dużo wymagał i w ostatniej chwili
zmniejszy wymagania do minimum, to więcej uzyska. Uważam, że
jest to chore. Spotykałem się z tym podejściem bardzo często
w harcerstwie - w regulaminie stopni, w wymaganiach w planie
pracy i kategoryzacji. W przypadku wykładowcy, słyszałem o
nim, więc się przygotowałem. Ale większość sali wyszła i się
poddała.
Po
pierwsze jest to bardzo demobilizujące, kiedy się wie, że
nie zrobi się wszystkiego (ilu drużynowych się poddało z
takiej przyczyny - tak jak studentów wyszło z sali?).
Po
drugie traci się przez to szacunek do wymagań (jak już Włoch
wyrzuci z wózka trochę piachu, to może wylecieć z niego parę
najważniejszych ziarenek).
Po
trzecie - w przypadku planów pracy - tracą one sens i nie są
dokumentem tylko świstkiem.
Mój
ojciec chciał kiedyś być sumiennym przedsiębiorcą i oddawać
jak najwcześniej rozliczenia podatkowe do Urzędu Skarbowego.
Efekt był taki, że Urząd Skarbowy zwracał rozliczenie i
czepiał się wszystkiego, czego było można, kazał składać
wyjaśnienia (przeważnie zupełnie bez sensu) etc. To także
charakterystyczne dla nadmiernych ambicji hufcowych. "Skoro
tak szybko oddaje, to walnijmy mu jeszcze", "Czego by tu się
jeszcze czepnąć?". Od kiedy ojciec przesyła rozliczenie na
ostatnią chwilę, skarbówka się go nie czepia. Tak samo,
kiedy oddaje się plan na ostatnią chwilę, hufcowy patrzy na
rzeczy najważniejsze.
Drodzy
drużynowi, zastępowi (pewnie nie za wielu przeczyta ten
tekst) i Ci którzy macie takich przełożonych i tak, jak ja,
nie lubicie gumek recepturek. Mam dla Was kilka rad:
Jeżeli
czujecie, że Wasze plany nie mają sensu bo są przeładowane
przez zwierzchnika, a nie potraficie mu się postawić, bo
siódmy punkt prawa Wam tego zabrania, napiszcie sobie drugi
plan dla siebie - realny i starajcie się go zrealizować w
100% - albo podkreślcie sobie rzeczy najważniejsze i realne.
Starajcie się go sumiennie spełniać a drugim nie przejmujcie
się zbytnio. Skoro wasz zwierzchnik nie traktuje go poważnie
i Wy nie musicie. Warunek jest jeden : musicie sami narzucić
sobie wymagania i pamiętać o tym, co najważniejsze, czyli
dziesięciu punktach Prawa Harcerskiego.
Nie
oddawajcie zbyt wcześnie planów pracy. Jeśli zrobicie to
późno, nie będzie wtedy szans, żeby Wam do nich coś dopisać
bez sensu, a jeżeli są dobrze napisane, to hufcowy
(zwłaszcza myślący po sycylijsku) i tak Wam je zatwierdzi.
Poproście tylko wcześniej kogoś, kto jest dla Was
autorytetem o zaopiniowanie i sprawdzenie (starszy
instruktor). Nie można przesadzić w drugą stronę.
Poza
tym walczcie na kapitułach i mówcie, jeżeli ktoś Wam chce
coś narzucić, czego nie zrobicie. Od tego jest opiekun, żeby
Wam pomagać.
Moje
rady stosujcie tylko w ostateczności! Wcześniej
porozmawiajcie z Waszym przełożonym w cztery oczy i
powiedzcie, co Was boli! Pamiętajcie o siódmym Punkcie Prawa
Harcerskiego!
Drodzy
przełożeni: uważajcie, żeby nie być, jak wykładowca, o
którym mówiłem.
Czasem
warto wyzbyć się romantyzmu i spojrzeć realistycznie. Zbyt
duże wymagania, nie motywują do pracy, a demobilizują
drużynowych i przyszłych instruktorów.
Przeładowany plan pracy w pewnym momencie traci sens i przy
porównywaniu go z książką pracy, drużyna obrywa przy
kategoryzacji.
Wasi
podwładni tracąc szacunek do nadmiernych wymagań, tracą
szacunek do Was, a czasem także do wartości, które staracie
się im przekazać. Jest to bardzo niedobre i przyczynia się
do wypaczeń w organizacji, a także do braku dyscypliny.
Drodzy
przełożeni! Wasi podwładni nie istnieją dla Was, a drużyny
nie istnieją dla hufców. To drużynowym i drużynom powinno
się pomagać i ich wspierać, służyć! Hufiec jest dla drużyny,
a nie drużyna dla hufca. Tak samo drużynowy nie powinien
swoich wygórowanych ambicji przedkładać ponad dobro
wychowanków, jak i hufcowy swoich nad dobro drużyn. Trzeba o
tym pamiętać.
Wincenty A.J. Gulewicz
"Zulus" ćw.
249 Warszawska Drużyna Harcerzy "GROTA" im. Mariusza
Zaruskiego
Warszawski Hufiec Harcerzy Centrum im. Obrońców Kresów
Wschodnich

Wszelkie artykuły komentujemy
na
www.pobudka.zhr.pl/forum
>>> wejdź
|
|
|