|
|
W KRĘGU GADY (4)
Paweł
Wieczorek KOHUB
RP czy PR?
Internet to wielki wynalazek,
szkoda że ludzie jeszcze do niego nie dorośli.
Tłumacząc profanom czym jest
rachunek prawdopodobieństwa opowiadamy zazwyczaj że jeśli
sto milionów małp będzie przez odpowiednio długi czas walić
łapami bezmyślnie w klawisze maszyn do pisania (dziś –
komputerów), kiedyś wreszcie któraś wystuka „Drugą księgę
dżungli” Kiplinga. Gdy zaglądam na przeróżne internetowe
listy dyskusyjne i czaty (oto jak słowa na naszych oczach
zmieniają znaczenie, przecież nie mam na myśli obozowych
wart) czuję się nieraz, jakbym trafił właśnie między wyż.
wzmiankowane małpy. W tej stercie błazenady, głupot
kompromitujących autorów, plugastw wreszcie, można czasem
znaleźć łyżkę miodu. Tylko komu chce się szukać? A może to
kwestia smaku, że i tej łyżki na wszelki wypadek nie
oblizujemy zważywszy sąsiedztwo?
W czym problem, skoro to
bzdury, kogo one obchodzą? Niestety, rzecz nie taka prosta.
Tygodnik „NIE” też jest plugawy i głupi, a przecież bardzo
poczytny. Fakt... Fakt, że nie widziałem nigdy, żeby ktoś
„NIE” wypożyczał w uniwersyteckiej czytelni czasopism, chyba
że pisze akurat pracę naukową o plugastwie i wszyscy wokół o
tym wiedzą. Popularność gazety Urbana i małpich stron
internetowych ma jedną wspólną przyczynę: bezpieczną
anonimowość czytelników, nieraz, zwłaszcza w necie, także
autorów. Nie powiedziałbyś mi małpoludzie w oczy tego, co
wypisujesz o mnie na czacie, bo albo byś się bał, albo
jednak odczuwałbyś pewne skrępowanie. A klawiatura głupia,
ekran za jasny na lustrzane odbicie twojej gęby, więc hulaj
dusza, piekła nie ma, pisz co ci ślina z flegmą na język
przyniesie...
Skąd mi ten temat akurat? A bo
czasy mamy ciekawe i człowiek, a nawet gad kopalny niżej
podpisany rad zajrzeć co ludzie myślą. Albo myślą że myślą,
jak ci z Internetu. Na przykład na temat harcerstwa.
Niechcący (?) wywołałem w
poprzedniej POBUDCE temat rozliczeń z historią w ZHP i
czytam ze zdumieniem niebywałe rzeczy o sobie na stronach
tej bratniej organizacji. Nie reaguję oczywiście, wystarcza
mi, że powstał ferment, niech sobie małpy na mnie używają
jeśli lubią. Nie takie rzeczy przeżyłem, a może skutek per
saldo będzie pozytywny. Dzięki tym łyżkom miodu...
A na stronach ZHR? Badacz
plugastwa wyczytałby tam dość klarowny obraz krwawych waśni
i walk plemiennych. Młodzi nienawidzą starszych, starsi
gardzą młodymi, instruktorzy dzielą się na „prozarzyców” i „antyzarzyców”,
przy czym jedni to endecy a drudzy... no właśnie, tego się
mimo usilnych starań nie doczytałem: sanatorzy,
internacjonały, masony? W każdym razie wrogowie i zaplute
karły. Ten obraz jest na swój sposób spójny, zawiera w sobie
i odwieczny konflikt pokoleń (KIHAM-y to nieistotna ruchawka
w komunistycznym ZHP, „nasz” ZHR założyliśmy „my”, dzisiejsi
dwudziestolatkowie, czyli na przepustce z przedszkola
chyba?), i swoisty niewolniczy „personalizm” (nikt tam nie
jest sobą, jest tylko „czyimś człowiekiem”), świat harcerski
jak każdy inny dzieli się na „mych” i „onych”, przy czym w
zależności od punktu widzenia czyli siedzenia to zawsze ci
„oni” są be, za nic sobie mają braterstwo i w ogóle Prawo
Harcerskie a harcerstwo traktują instrumentalnie jako
narzędzie i szczebel. Znacie? To nie czytajcie...
Jaka więc jest pozainternetowa
prawda? Cóż, tu mogę mówić tylko za siebie, bo rzecz dotyczy
osobistych odczuć i emocji, więc jedynie własne znam z
autopsji. Nie jestem endekiem, jestem bezpartyjnym
harcerzem, już nie instruktorem, bo harcerzem jest się raz i
na zawsze jeśli żyje się zgodnie z Prawem, a instruktorem
pod pewnymi warunkami, których jako dinozaur nie spełniam.
Na przykład – nie płacę składek. Nie znam osobiście druha
Naczelnika, rozmawialiśmy raz i to w przelocie, ale jakoś
nie czuję w nim wroga, co nie przeszkadza mi mieć zupełnie
inny pogląd na wiele spraw tyczących harcerstwa. Za to znam
dobrze i miło sobie rozmawiam z druhem Przewodniczącym, tym
i poprzednimi, choć – patrz wyżej. Nasze gadzie pokolenie o
to między innymi walczyło, byśmy mogli dyskutować o
poglądach, nawet się o nie ostro spierać albo i wyzłosliwiać,
pozostając przyjaciółmi. Bo nie przekraczamy niewidocznej
może, ale jednoznacznej dla nas granicy jaką wyznacza
skautowe braterstwo. Prawda, Kazek? O endekach się w ogóle
nie wypowiadam, o ile wiem nie ma w Polsce takiej partii,
więc to tylko etykieta. Nie dworska bynajmniej. Ktoś
znajdzie słowo „endek” w jakiejś mojej internetowej
korespondencji? Nie wykluczam; to właśnie skutek używania
tej wygodnej, ale odczłowieczonej formy komunikacji. Łatwo
się stuka w klawisze. Za łatwo.
Czekają nas – Was, przepraszam,
ja już nie tkwię w układach – ostre dyskusje przedzjazdowe.
Oby merytoryczne. O polityce i apolityczności, partyjności
jako jednej z form służby Polsce, o tym, czy harcerstwo ma
się zajmować wychowaniem, czy „oddziaływaniem na
rzeczywistość”, cokolwiek to znaczy. Namawiam, by odbywały
się one twarzą w twarz, nie drogą elektronicznej wymiany
ciosów. Wtedy zobaczycie wyraźnie komu leży na sercu dobro
polskiej młodzieży, tej zrzeszonej w ZHR, tej z innych
organizacji harcerskich i tej z ulicy, z blokowisk. A kto
chowa kastet za plecami, a browning w kieszeni...
Namawiam, żeby skutkiem tej
dyskusji stała się skuteczna służba RP, a nie jedynie
skuteczny PR jakiejś grupy czy koterii – patrz artykuł o
naszej organizacji w „Newsweeku” datowanym na 11 grudnia.
Patrz z podziwem – dobra robota! Pełen jestem szacunku dla
dorobku opisanych w artykule postaci. Nie wiem tylko, czy
taki obraz dobrze posłuży harcerstwu, no ale to już temat na
osobny felieton.
Wybaczcie mi, że dla
efektywnego tytułu zdecydowałem się użyć angielskiego skrótu
PR, powszechnie już dziś stosowanego, oznaczającego całość
zagadnień związanych z obsługą medialną i rzecznictwem
prasowym. Dawniej: propaganda. Jak to na naszych oczach
zmienia się język... Doceńcie, że nie piszę modnie o
„pijarze”, bo to słowo ma już swoje utrwalone znaczenie w
polszczyźnie, oznacza członka zakonu Pijarów (SP – od zakon
Szkół Pobożnych, niechże się dinozaur popisze erudycją).
Na koniec zostawiłem sobie
wyjaśnienie paradoksu – oto krytykuję Internet na... stronie
internetowej, bo przecież w takiej właśnie formie wychodzi
POBUDKA. Tak, ale wprawdzie niekiedy „środek przekazu sam
staje się przekazem” (kto tak pisał, Pieseczku?), w tym
wypadku należy odróżnić technikę od treści. POBUDKA, choć
kolportowana drogą elektroniczną, jest jednak redagowana w
sposób tradycyjny, co oznacza że artykuły są podpisane, ich
autorzy biorą za nie odpowiedzialność, więc starają się jak
mogą (popytaj, kto ciekawy, Martę Bagieńską i Janka Pastwę
jak długo pracowali nad tekstem i użerali się z naczelnym).
Jeśli zaś któryś tekst podpisany nie jest, ten fakt także
jest przekazem, ale kierowanym do czytelnika, bo redakcja
zna personalia autora i za jego poglądy bierze
odpowiedzialność naczelny. Anonimów nie publikujemy.
Sprawdźcie, niedowiarki wszystkie cztery numery – ano nima
anonima...
Zatem felieton też trzeba
podpisać.
hm Paweł Wieczorek KOHUB
PAWEŁ
WIECZOREK "KOHUB"
były KIHAM-owiec i współżałożyciel ZHR, dziś poza czynną
służbą.. Z zawodu dziennikarz, niektórym w harcerstwie znany
jako autor książek, np. „Zielonego Straszydła”, „Szkoły
harców”, „Pięciu Zielonych”. Ojciec dwóch instruktorek ZHR.
Wszelkie artykuły komentujemy
na
www.pobudka.zhr.pl/forum
>>> wejdź
|
|
|