Marek
GAJDZIŃSKI
Sposób na wędrownictwo
Odkąd wróciłem do ZHR, stale
słyszę utyskiwania na brak koncepcji pracy wędrowniczej.
Trochę mnie to dziwi, gdyż akurat ta dziedzina, jak żadna
inna, wprost obfituje w doświadczenia różnorodnych
eksperymentów metodycznych. Pomysłów na wędrownictwo było
sporo. Nic tylko brać i wybierać.
Pozwolę sobie na
przedstawienie przemyśleń, które wynikają głównie z moich
własnych doświadczeniach jako wieloletniego drużynowego
wędrowniczej 16WDH „Sulima” (lata 1981-1987), twórcy
programu i metody Polskiego Bractwa Skautowego(1988r.) oraz
ostatnio Komendanta Głównego HOPR.
Wędrownictwo, adresowane jest
do młodzieży powyżej 14-15 roku życia. Jest to punkt
przełomowy w procesie dojrzewania chłopców. W organizmie i
psychice chłopca zachodzi wiele ważnych zmian. Między innymi
w nową fazę wkracza rozwój zainteresowań. Po okresie
powierzchownych poszukiwań, zainteresowania chłopców
zaczynają się konkretyzować. Zawężeniu, obszaru
zainteresowań towarzyszy naturalna chęć do ich pogłębiania.
Nie jest to może najważniejszy wyróżnik wieku dojrzewania,
ale tak się złożyło, że właśnie on został szczególnie
uwypuklony w metodzie wędrowniczej. Od „zarania dziejów”
jednym z głównych postulatów programowych wędrownictwa jest
działalność specjalizacyjna. Na przestrzeni lat przybierała
ona różne formy.
Zastępy
specjalistyczne
Problemem starszych chłopców w
harcerstwie, zaczęto się poważnie interesować w drugiej
połowie lat 30-tych. GK Harcerzy zarezerwowała dla nich
określenie „skaut”. Harcerki używały w tym czasie nazwy
„wędrowniczka”. Jedna z najlepszych na ten temat publikacji
jakie ukazały się przed wojną , nosiła tytuł ”Wędrownicy”.
Jej autorem był hm. Paweł Puciata. Ostatecznie takie właśnie
określenie przyjęło się w harcerstwie męskim i żeńskim.
Na problem starszych chłopców,
zwrócono szczególna uwagę, wtedy gdy harcerstwo zaczęło
rozwijać się żywiołowo i obejmować swoim oddziaływaniem
coraz młodsze roczniki. Starsi zaczęli się wyraźnie nudzić
w drużynach harcerskich realizujących program prostych
harców. Kiedy starano się stworzyć nowy, właściwy dla nich
model pracy, zwrócono uwagę na kwestie działalności
specjalizacyjnej. Puciata zalecał prowadzenie pracy przy
pomocy klasycznego systemu zastępowego, z tą różnicą, że
rola zastępowego miała być mniej autorytarna, a każdy zastęp
wędrowniczy winien specjalizować się, w wybranej dziedzinie
technik harcerskich. Uzupełnieniem tego zakresu
specjalizacji miało być żeglarstwo i narciarstwo jako
szczególnie atrakcyjne techniki wędrowania. Zwłaszcza
żeglarstwo było dziedziną silnie promowaną w II
Rzeczypospolitej, ze względu na potrzebę „przybliżenia
społeczeństwa polskiego do morza”.
Kładziono też nacisk na to aby
każdy skaut miał okazję zdobyć w harcerstwie jakiś prosty
fach, który mógłby mu być przydatny, do zarobkowania na
potrzeby własne i rodziny. Postulowano aby starsi chłopcy
brali udział w różnego rodzaju kursach fachowych, ucząc się
różnych rzemiosł i zdobywając odpowiednie uprawnienia
zawodowe. Ponieważ ówczesne harcerstwo nie było
organizacyjnie przygotowane do uruchomienia tak wielu
różnorodnych kursów własnym sumptem, zalecano skautom branie
udziału w kursach zewnętrznych organizowanych przez
organizacje i stowarzyszenia zawodowe.
Tak pomyślane wędrownictwo nie
miało szans się rozwinąć i zebrać dostatecznej liczby
doświadczeń, by na ich podstawie mogło ewoluować dalej. W
czołowych drużynach harcerskich istniały co prawda zastępy
realizujące nieco inny, specyficzny program i posługujące
się wskazówkami metodycznymi przeznaczonymi dla „skautów”,
ale nic takiego jak ruch wędrowniczy nie zdołał się już
wykształcić. W szczególności nie udało się uruchomić na
większą skalę oddzielnych drużyn wędrowniczych. Eksperymenty
te brutalnie przerwała wojna.
Bojowe
Szkoły
Warunki okupacyjne nie
sprzyjały rozwojowi myśli metodycznej. Nie mniej, wielką i
nie zawsze docenianą zasługą Szarych Szeregów, było
stworzenie wyraźnie różniących się programowo trzech
wiekowych gałęzi harcerstwa. Zawiszacy – pracowali
specjalnie przystosowaną do tych warunków metodą harcerską.
Bojowe Szkoły, inaczej Bojowi Skauci byli odpowiednikami
gałęzi skautowej (wędrowniczej), a Grupy Szturmowe – to
oczywiście, wojenna forma Harcerstwa Starszego.
W programie Bojowych Szkół, jak
z samej już nazwy wynika, szczególną rolę przewidziano dla
działalności specjalizacyjnej. Jest rzeczą całkowicie
naturalną i zrozumiałą, że w ówczesnych warunkach
zainteresowania najbardziej ideowej młodzieży koncentrowały
się wokół „rzemiosła wojennego”. Bojowe Szkoły uczyły więc
tego rzemiosła przygotowując chłopców do przyszłej walki o
wolność. Jednocześnie, kładziono bardzo wyraźny nacisk, aby
zdobywane przez chłopców umiejętności mogły być na bieżąco
wykorzystywane w służbie pomocniczej pełnionej na rzecz
Armii Krajowej i szerzej - Polskiego Państwa Podziemnego.
Bieg
jałowy
Po zakończeniu wojny trudno
było raczej korzystać z programowych doświadczeń Bojowych
Szkół. Praca pokojowa stwarzała zupełnie inne wyzwania.
Zresztą w latach 1945-1949 nikt nie potrzebował specjalnych
rozwiązań przeznaczonych dla starszych chłopców. Entuzjazm
jaki towarzyszył odradzaniu się harcerstwa wystarczył, do
tego by przez kilka kolejnych lat nikt się w mundurze
harcerskim nie nudził. Legenda harcerstwa, mundur, polskie
piosenki, wycieczki i harce zaspokajały potrzeby chłopców.
Gdy nadszedł czas, w którym, wśród starszych chłopców mogło
się już pojawić znużenie dotychczasowymi zajęciami,
harcerstwo zostało zlikwidowane.
Podobna sytuacja miała miejsce
w okresie po grudniu 1956r. Przywrócenie nazwy „harcerstwo”,
munduru, krzyża i tym podobnych atrybutów zakazanej dotąd
legendy wystarczyło, by młodzież ruszyła lawiną tego do
nowego (starego) harcerstwa. I znów, na początek wystarczyła
siła legendy. Mundur, ogniska, obozy i wycieczki dostarczały
wystarczającej ilość mocnych wrażeń dla młodszych i
starszych. Gdy na początku lat sześćdziesiątych wśród
starszych chłopców pojawiło się znużenie tym tradycyjnym,
„polowo-technicznym” harcerstwem, „październikowa odnowa”
została stłumiona, a ZHP przeszło znów w niepodzielne
władanie komunistów.
Drużyny
specjalnościowe
Ktokolwiek, na początku lat
sześćdziesiątych, byłby u władzy w ZHP, musiałby się
zmierzyć z problemem, starszej młodzieży. Taka była
nieunikniona logika rozwoju ruchu. W ZHP pojawiła się
ogromna ilość młodzieży ze szkół ponadpodsytawowych, którą
harce polowe przestawały już powoli interesować. Wymagało to
znalezienie sposobu na pracę z tą młodzieżą. Ze względów
ideologicznych komunistyczne władze ZHP nie mogły sięgnąć do
doświadczeń przedwojennych czy szaroszeregowych. Bały się
też sięgać po wzorce komsomolskie. Zbyt mało czasu upłynęło
od październikowej odwilży, by młodzież i społeczeństwo
polskie, zapomniało czym to pachnie.
Pojawił się nowy pomysł -
drużyny specjalnościowe. Był to jeden z najbardziej
nieudanych eksperymentów w dziejach harcerstwa. O fiasku tej
formy działalności specjalizacyjnej zdecydowały dwa powody.
Po pierwsze, działająca na
danym terenie drużyna specjalnościowa nie mogła być
atrakcyjną propozycją dla wszystkich chętnych do harcerstwa.
Działająca przy liceum drużyna żeglarska nie mogła zaspokoić
aspiracji większości uczniów, bowiem trudno oczekiwać, by w
danej szkole skupiała się młodzież wyłącznie zainteresowana
żeglarstwem. Ci, których wodniactwo nie pociągało
praktycznie tracili motywację wstąpienia do harcerstwa.
Wąska specjalizacja całych drużyn oznaczała odcięcie dużej
liczby młodzieży od harcerstwa. Sytuacja byłaby zupełnie
inna gdyby na jednym terenie działało kilka drużyn o różnych
specjalnościach. Ale jak wiadomo, jest to praktycznie
niemożliwe do osiągnięcie z powodu wysokich wymagań
etycznych jakie stawia harcerstwo, czyli elitarnego
charakteru naszego ruchu. Harcerstwo musi liczyć się z tym,
że choć adresowane jest do wszystkich, w praktyce obejmuje
tylko wąską grupę młodzieży, która jest gotowa wymaganiom
tym sprostać. Lokalne środowiska młodzieżowe nie są więc w
stanie wygenerować z siebie tylu chętnych by można z nich
utworzyć kilka różnych drużyn specjalnościowych.
Drugą przyczyną fiaska
koncepcji drużyn specjalnościowych, była nieunikniona
tendencja do odchodzenia tych środowisk od harcerstwa i
podążania w stronę wyłącznie działalności nastawionej na
specjalizację. Drużyny żeglarskie przekształcały się w kluby
wodne, drużyny artystyczne przekształcały się w zespoły
artystyczne, drużyny turystyczne przechodziły do PTTK i tak
dalej. Dlaczego? Ponieważ w tej formie łatwiej było
kontynuować działalność specjalizacyjną. Prościej było
uwolnić się od obciążenia bagażem wysokich wymagań ideowych
i dzięki temu pozyskać więcej chętnych. Skoncentrowanie się
na działalności włączenie specjalizacyjnej oraz włączenie
się w struktury innych specjalistycznych organizacji,
pozwalało podnieść poziom i atrakcyjność pracy.
Ruch drużyn specjalnościowych
rozwijał się w harcerstwie w latach sześćdziesiątych. W 1973
roku został brutalnie zlikwidowany wprowadzeniem niechlubnej
pamięci HSPS-u (Harcerska Służba Polsce Socjalistycznej) i
powrotem do pionierskich wzorców pracy, identycznych jak w
pierwszej połowie lat 50-tych w OH ZMP. Ale i HSPS miał
swój sposób na działalność specjalizacyjną. Była to
koncepcja pracy w klubach specjalistycznych. Nie będę tego
wątku rozwijał, bo według mojej wiedzy, koncepcja ta nigdy
nie wyszła po za opracowania teoretyczne. HSPS miał jasno
sprecyzowane zadania ideologiczne i polityczne. Praca
klubowa nie miała wyraźnego priorytetu, a wręcz mogła
niepotrzebnie rozpraszać i odwracać uwagę od tego głównego
kierunku pracy.
Pod koniec lat
siedemdziesiątych HSPS zaczął, powoli z powrotem, ewoluować
ku koncepcji drużyn specjalnościowych. W ten sposób co
odważniejsze środowiska usiłowały ratować się przed
nachalnym upolitycznieniem. Niestety, praca prowadzona tą
metodą obciążona była opisanymi wyżej wadami i nie
przynosiła większych efektów.
System
patrolowo-sekcyjny
Na początku lat 80-tych, gdy
tworzyłem swoją drużynę wędrowniczą (wtedy nazywała się
starszoharcerską), w środowisku KIHAM-u wnioski te były już
powszechnie znane. W gronie zainteresowanych instruktorów
poszukiwaliśmy nowego modelu pracy. Tak narodziła się
koncepcja systemu patrolowo - sekcyjnego, która została
głęboko osadzona w psychorozwojowych uwarunkowaniach wieku
wędrowniczego.
System pracy drużyny
wędrowniczej miał się opierać na dwóch polach aktywności
harcerskiej.
Każdy chłopiec miał przydział
do konkretnego patrolu wędrowniczego. Patrol miał być niczym
innym jak najzwyklejszą, znaną z „przyrody”, paczką
przyjaciół. Wędrowniczy etap dojrzewania charakteryzuje się
spontanicznym tworzeniem się takich 3-4 osobowych paczek.
Panują w nich zupełnie inne relacje niż w chłopięcych
bandach charakterystycznych dla harcerskiego etapu rozwoju
(11-14 lat), na odwzorowaniu których opiera się klasyczny
system zastępowy. Przede wszystkim paczka przyjaciół nie
posiada wyrazistego wodza. Decyzje w niej zapadają w sposób
bardziej „demokratyczny”, a relacje między chłopcami oparte
są na znacznie silniejszych więzach emocjonalnych. To
właśnie decyduje o tym, że paczki są mniej liczebne niż
„bandy”.
We wcześniejszym (harcerskim)
etapie rozwoju relacje przyjacielskie są bardzo intensywne i
krótkotrwałe. Chłopiec może mieć tylko jednego „prawdziwego”
przyjaciela. Często relacje te są bardzo zaborcze i dlatego
z dużą częstotliwością dochodzi do zrywania przyjaźni i
nawiązywania innej. Wzajemne relacje w „bandach” chłopięcych
nie są więc oparte na więzach przyjaźni, bowiem ich
liczebność (6-10 chłopców) wyklucza tak intensywny ich
charakter.
W wieku wędrowniczym mamy już
do czynienia ze znacznie wyższym etapem dojrzałości
emocjonalnej i społecznej. Intensywność przeżyć nie jest
już tak gwałtowna. Jednocześnie znacznie bardziej dojrzała
psychika jest w stanie „obsłużyć” większa ilość silnych,
przyjacielskich relacji. Chłopiec może już mieć 2-3
przyjaciół. Jest to przyjaźń znacznie dojrzalsza, nie tak
gwałtowna jak wcześniej, mniej zazdrosna, znacznie bardziej
wyrozumiała, oparta na akceptacji inności, a więc o wiele
trwalsza.
Nic dziwnego, że aktywność
starszych chłopców skupia się w takich właśnie
przyjacielskich paczkach. Problem w tym, że nie zawsze dobór
przyjaciół odbywa się na zasadzie wspólnych zainteresowań.
Często czynniki, które o tym decydują są dużo bardziej
złożone i nieprzewidywalne. Czasem zdarza się, że paczka
powstaje na zasadzie wspólnoty zainteresowań, ale niestety
nie jest to żadną regułą. O wiele częściej przyjaźń wyrasta
na zupełnie innym podłożu i chłopcy zmuszeni są realizować
swoje zainteresowania w zupełnie innym środowisku niż grono
najbliższych przyjaciół. Toteż klasyczny system „patrolowy”
jako analogia do systemu zastępowego nie może się sprawdzić
w drużynie wędrowniczej.
W drużynie harcerskiej do
rozwijania zainteresowań służy system sprawności
indywidualnych. Tam sprawdza się on doskonale, ponieważ nie
wymaga żadnego specjalistycznego zaplecza. Harcerze są na
etapie poszukiwania zainteresowań. Wędrują więc od dziedziny
do dziedziny, nie wgłębiając się w nie zbytnio. Zdobycie
sprawności można porównać do zamoczenia nogi w rzece. Takie
właśnie jest zadanie systemu sprawności. Chłopiec ma
zaledwie „dotknąć i powąchać” różnych dziedzin zainteresowań
po to aby w przyszłości, z szerokiego wachlarza zdobytych w
ten sposób doświadczeń, mógł wybrać dziedzinę, która
rzeczywiście odpowiada jego psychice i która go w sposób
naturalny pociąga. Zauważmy, że do prawidłowego
funkcjonowania systemu sprawności w drużynie harcerzy
wystarczą kompetencje i potencjał organizacyjny drużynowego.
Zupełnie inaczej jest w
drużynie wędrowniczej. Na tym etapie dojrzałości rozwój
zainteresowań ma już zupełnie inny charakter. Mianowicie,
zainteresowania ulegają sprecyzowaniu. Chłopiec nie odczuwa
już potrzeby dalszych tak szerokich poszukiwań – ślizgania
się z tematu na temat. Wybór został już wstępnie dokonany.
Pojawia się potrzeba specjalistycznego pogłębiania własnych
zainteresowań. Oczywiście może się zdarzyć, że pod wpływem
jakiś czynników zainteresowania jeszcze się zmienią. Nie
zmienia to jednak faktu, że naturalną potrzebą na tym etapie
rozwoju jest pogłębianie zainteresowań wyrażające się
dążeniem do wąskiej i głębokiej specjalizacji.
Powstaje pytanie w jaki sposób
harcerstwo ma stworzyć warunki do realizacji tych potrzeb
rozwojowych. Pierwszą poważną próbą zmierzenia się z
problemem były drużyny specjalnościowe, które z podanych
wyżej przyczyn okazały się niewypałem. Z kolei tzw.
„normalna” drużyna wędrownicza nie ma wystarczających
możliwości organizacyjnych ani kompetencyjnych do
prowadzenia wielokierunkowej pracy o charakterze
specjalnościowym. Wielokierunkowej – ponieważ są w niej
chłopcy o różnorodnych zainteresowaniach, które chcieliby
pogłębiać.
Z tej konstatacji wyłonił się
pomysł pracy sekcyjnej, która polegała na tym, że wędrownik
miał prawo uczestniczyć w działalności wybranej przez siebie
sekcji specjalizacyjnej. Sekcje te powinny być organizowane
siłami kilku lub kilkunastu współpracujących ze sobą drużyn
wędrowniczych. Przekładając to na strukturę organizacyjną
harcerstwa, sekcje powinny powstawać przy hufcach i
chorągwiach. Te szczeble organizacyjne posiadają odpowiedni
potencjał do prowadzenia pracy specjalnościowej na właściwym
poziomie kompetencyjnym i organizacyjnym .
Jak napisałem wyżej, system
patrolowo-sekcyjny oznaczał stworzenie wędrownikom dwóch
równoległych pól aktywności harcerskiej.
W patrolu wędrowniczym, chłopcy
mieli prowadzić normalne życie towarzyskie, organizować
sobie wędrówki, przeżywać niezapomniane przygody, wspólnie
podejmować służbę społeczną. Patrol miał być też naturalną
grupą wsparcia w pracy nad sobą, przejawiającej się
zdobywaniem kolejnych stopni harcerskich (wędrowniczych).
Równolegle, każdy wędrownik
powinien brać udział w pracach wybranej sekcji
specjalizacyjnej i tam pogłębiać i rozwijać swoje własne
zainteresowania, zdobywać uprawnienia państwowe, odznaki
specjalizacji, i t.p. W szczególnych sytuacjach do sekcji
takiej mogłyby się zgłaszać całe patrole, jeżeli chłopcy
dobieraliby się w nich na zasadzie wspólnoty zainteresowań.
Jednak w swoim założeniu wybór sekcji miał być indywidualną,
osobistą sprawą każdego wędrownika.
Niestety warunki w jakich
przyszło nam działać w latach 80-tych uniemożliwiły rozwój
systemu patrolowo sekcyjnego. Władze ZHP nie były tym w
ogóle zainteresowane, koncentrując się na innych
priorytetach. Również i my w niezależnym, a potem podziemnym
harcerstwie nie byliśmy skłonni podejmować niezbędnej dla
tego celu współpracy z instancjami harcerskimi. Zresztą
nawet gdybyśmy chcieli, nie zostalibyśmy do tego
dopuszczeni. Gdyby nawet, przy komendach hufców i chorągwi
ówczesnego ZHP, powstały postulowane przez nas sekcje, i tak
żaden z rozsądnych drużynowych, nie mając na to wpływu, nie
posłałby tam swoich harcerzy z obawy przed możliwą ich
demoralizacją.
Jeżeli gdziekolwiek udało się
uruchomić zalążki systemu patrolowo sekcyjnego to tylko na
zasadzie współpracy kilku zaprzyjaźnionych ze sobą drużyn.
Działo się to w oparciu o swoistą kooperację. Jedna drużyna
tworzyła sekcję wodną, inna teatralną, jeszcze inna
fotograficzną, i t.d.. Sekcje te były otwarte dla harcerzy
współpracujących ze sobą drużyn.
Nie przynosiło to niestety
oczekiwanych rezultatów. Sekcje działające przy drużynach o
specyficznej i silnej tożsamości okazywały się być
„zachłanne”. Jeżeli wędrownik zaangażował się w pracę
sekcyjną, po jakimś czasie „wsiąkał” w drużynę przy, której
ta sekcja działała i tracił związek ze swoją dotychczasową.
Drużynowi zaczęli się tego obawiać i w ten sposób, chwalebna
w swym założeniu kooperacja, „wykładała” się na z pozoru
drobnym szczególe. Gdyby sekcje tworzone były przy hufcach i
chorągwiach – zjawisko to nie miałoby miejsca. To było
jednak niemożliwe. W mojej drużynie usiłowaliśmy prowadzić
dwie sekcje naraz; fotograficzną i żeglarską. Pierwsza
prowadzona była na naprawdę wysokim poziomie. Dziś wielu z
moich wędrowników pracuje zawodowo z aparatem w ręku oraz za
i przed kamerą. Na tą drugą nie starczyło nam już energii.
Tak więc moi wędrownicy o ile nie przejawiali zapału do
kręcenia filmów i organizowania wystaw fotograficznych,
pozbawieni byli realnej możliwość rozwijania własnych
zainteresowań w harcerstwie.
Można powiedzieć, że system
patrolowo sekcyjny wyprzedził swoją epokę. Ani w ramach ZHP,
ani w podziemnym Ruchu nie było warunków do jego
uruchomienia. Nigdzie w zasadzie się nie rozwinął i nie
przybrał w pełni zaprojektowanego kształtu. Kiedy w 1988
roku tworzyło się Polskie Bractwo Skautowe, adresowane do
młodzieży starszej, system patrolowo sekcyjny miał być
podstawą działania wspólnot skautowych i komend bractwa. Do
powołania Bractwa jednak nie doszło bowiem narodził się ZHR.
W zamieszaniu towarzyszącym jego powstawaniu, na tego typu
eksperymenty nie było czasu. Były setki ważniejszych spraw
związanych ze organizacyjnym scaleniem środowisk jakie
utworzyły Związek oraz z nadaniem mu wyrazistej tożsamości
ideowej. Trudno ocenić czy system ten mógłby się wtedy
sprawdzić. Osobiście myślę, że tak, ale dowodów na to nie
mam prawie żadnych.
Klany
wędrownicze
Kiedy ZHR nieco okrzepł
organizacyjnie, zaczęto się znów zastanawiać co dalej z
ruchem wędrowniczym. Mnie już przy tym nie było. W 1990 roku
zakończyłem swoją służbę instruktorską. Dlatego muszę się
zastrzec, że być może nie o wszystkim wiem. Docierało do
mnie jednak wiele informacji. Wiele pomysłów konsultowałem.
O jednym z najciekawszych muszę tu wspomnieć, bo nie będę
ukrywał, że w dużej mierze stał się on dla mnie inspiracją
do dalszych poszukiwań, które podjąłem już po powrocie do
ZHR w 2001 roku.
Przypominam sobie koncepcję
Marka Kameckiego, który proponował by ruch wędrowniczy
budować w oparciu o strukturę „klanową”. Ponieważ, autor
tej koncepcji dołączył ostatnio do grona autorów Pobudki,
nie będę go wyręczał. Mam nadzieję, że wkrótce on sam
przypomni nam na tych łamach, rozwinięte założenia tej
koncepcji. Ja uczynię to w wielkim skrócie pokazując tylko
te wątki, które wpłynęły na mój dalszy sposób myślenia o
wędrownictwie i które ostatecznie przyczyniły się do
powołania HOPR w takim, a nie innym kształcie programowym,
metodycznym i organizacyjnym.
W ZHR znalazły się środowiska
wędrownicze o bardzo różnych doświadczeniach. Różnorodność
ta zwiększyła się skokowo w chwili gdy do Związku weszły
drużyny ZHP-1918 reprezentujące bardzo silną i dobrą tzw.
„szkołę krakowską”. Niestety, wraz z pojawieniem się w ZHR
instruktorów z Małopolski, pojawiły się też usiłowania do
ujednolicenia tzw. metody wędrowniczej „pod sznurek”-
oczywiście wytyczony na modłę krakowską. To z kolei wywołało
reakcję środowisk ukształtowanych na nieco innych wzorcach i
doświadczeniach. Wtedy właśnie nabrała znaczenia, ogłoszona
nieco wcześniej, koncepcja klanów, która stwarzała szansę
temu by z sytuacji kryzysowej, grożącej konfliktem, wydobyć
i uwypuklić czynniki rozwojowe, służące wzbogaceniu myśli
metodycznej.
W sytuacji gdy istnieje wiele
różnych pomysłów i odmian metody wędrowniczej, zamiast
większość z nich administracyjnie niszczyć poprzez
narzucenie jednej wybranej, o wiele rozsądniej jest pozwolić
rozwijać się im wszystkim. Te, które rzeczywiście są
wartościowe i skuteczne - przetrwają, będą święcić sukcesy
i powoli wypierać te gorsze. Taki swoisty wolny rynek
metodyczny.
Klan wędrowniczy to nic innego
jak środowisko wielu drużyn działających w oparciu o tę samą
koncepcję pracy. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że w
harcerstwie wszystko tworzy się wokół instruktorskich
autorytetów. A więc i klany wędrownicze powstawałyby na
skutek inspiracji instruktorów, którzy mają wyrazisty pomysł
i dość charyzmy by zapalić do niego drużynowych. Przy czym
klan wędrowniczy nie musiał mieć nic wspólnego z terenową
strukturą ZHR. Mogły do niego należeć drużyny z
najróżniejszych stron Polski.
Zadaniem Głównej Kwatery czy w
ogóle władz harcerskich byłoby tylko ustanowienie w miarę
pojemnego „wspólnego mianownika” pracy wędrowniczej i
pilnowanie, by praktyka działania poszczególnych klanów
mieściła się w ramach tej wspólnej formuły. Osobiście jestem
zdania, że dla określenia tego wspólnego mianownika
wystarczyłby tekst Prawa i Przyrzeczenia Harcerskiego.
Tak zorganizowany ruch
wędrowniczy rozwijałby się równolegle różnymi drogami.
Poszczególne klany dbałyby o rozwój własnej koncepcji,
kształcenie instruktorów i propagowanie własnych rozwiązań.
W efekcie działania praw rynku, po pewnym czasie,
pozostałyby na nim tylko te systemy pracy, które się
sprawdzają, które pociągają młodzież i które przynoszą dobre
efekty wychowawcze. Być może tak ukształtowany ruch
wędrowniczy nie byłby jednolity i nie cieszył oka
biurokratów, ale za to o ileż byłby bogatszy i bardziej
bezpieczny. Nie ma bowiem nic bardziej zgubnego jak
administracyjne pomysły ujednolicania pracy. Nikt nie może
zagwarantować, że ten kto ujednolica, nie narzuca tym samym
błędnej koncepcji, która doprowadzi po czasie do zniszczenia
całego ruchu. Historia harcerstwa, ale nie tylko, dostarcza
aż nadto przykładów na udowodnienie tej tezy.
W tym miejscu nie mogę
powstrzymać się, od krótkiej, osobistej dygresji na ten
temat. Gdy w 2001 roku zameldowałem się z powrotem do służby
w ZHR i przyprowadziłem doń Warszawską Szesnastkę, nie
przyszliśmy z pustymi rękoma. Na ręce ówczesnego komendanta
chorągwi mazowieckiej złożyliśmy propozycję zorganizowania
cyklicznej, corocznej „wyrypy” wędrowniczej wzorowanej na „ECO
CHALLENGE”.W ogromnym skrócie: 36-cio godzinny wyścig
zespołowy w patrolach czteroosobowych . Etap pierwszy
dzienny – 100 kilometrowy rajd rowerowy na orientację, etap
drugi nocny – 50 kilometrowy marsz pieszy na orientację,
etap trzeci dzienny - 20 kilometrowy spływ kajakowy trudną,
kretą i bystrą rzeką. Wszystko jednym ciągiem bez ustalonych
przerw. Wyścig miał być otwarty dla patroli wędrowniczych
oraz zespołów złożonych z uczniów warszawskich liceów jako
forma promocji ZHR i ewentualnego naboru. Mieliśmy już nawet
sponsorów i zapewnioną relację TV.
I co usłyszeliśmy w odpowiedzi?
Nasza propozycja nie może zostać zaakceptowana gdyż jest
zbyt atrakcyjna, a jednocześnie wymaga od wędrowników
chcących wziąć udział w wyścigu długotrwałych i intensywnych
przygotowań kondycyjnych i logistycznych co odwróci ich
uwagę od podstawowego celu pracy jakim jest formacja
duchowa. To jest obecnie jedyny priorytet pracy
wędrowniczej. Taką ewolucję przeszedł ruch wędrowniczy w ZHR
i komendant chorągwi musi stać na straży czystości metody
wędrowniczej. Pomysł upad.
Ponieważ ruch wędrowniczy nie
był wtedy moim głównym zmartwieniem – wraz z przyjaciółmi
realizowaliśmy plan naprawy naszej drużyny – po prostu
machnąłem ręką. Ale jednocześnie zacząłem uważnie przyglądać
się jak wygląda tak zreformowane i ujednolicone wędrownictwo
w ZHR. Przeczytałem właśnie co wydaną książkę pt. „Metoda
wędrownicza - skrypt dla drużynowych” – napisaną przez
członków referatu wędrowniczego MChHy. Po jej lekturze włos
dosłownie zjeżył mi się na głowie. Nie wszystko, ale
niektóre treści tam zawarte po prostu ścięły mnie z nóg.
Kiedy chciałem się przyjrzeć jak działa to wędrownictwo
ufundowane na postulowanym tam „oddziaływaniu bezpośrednim”,
odkryłem, że tego wędrownictwa prawie wcale już nie ma, a
jeżeli jeszcze gdzieś przetrwało, to wegetuje na granicy
egzystencji.
Wróćmy teraz do koncepcji Marka
Kameckiego. Gdyby, kilka lat wcześniej, została ona
wprowadzona w życie, wędrownictwo w wydaniu Pawła
Zarzyckiego byłoby tylko jednym z kilku działających w
Polsce klanów. Jego upadek nie byłby tak groźny dla całego
ZHR. Rozpadłoby się kilka, może kilkanaście drużyn, ale na
ich miejsce natychmiast weszłyby drużyny inne - działające
według innej, bardziej skutecznej koncepcji i metody.
Ponieważ jednak górę wzięły tendencje zmierzające do
ujednolicania ruchu i ZHR zostało zdominowane przez jedną, w
dodatku błędną, koncepcję, stało się tak jak się stało.
Rezultaty tego widać obecnie w postaci dramatycznego uwiądu
ruchu wędrowniczego w całym ZHR.
O systemie klanowym, w
pierwotnej jego postaci możemy na jakiś czas zapomnieć. Nie
istnieją już dawne, jeszcze ruchowe „szkoły”; warszawska,
poznańska, trójmiejska ( w tym przypadku są jeszcze realne
szanse sanacji dzięki druhowi Prezesowi). Nie istnieje
nawet, tak ongiś świetna, szkoła krakowska. Właściwie nie
istnieje już żadna szkoła bo i ta „jedynie słuszna” –
„endecka” zanudziła młodzież na śmierć. Nie powstaną już
żadne klany bo nie ma wzorców, nie ma odmiennych praktyk
działania, nie ma doświadczeń i wyrosłej na tych
doświadczeniach kadry. W tej sytuacji ruch wędrowniczy
faktycznie trzeba zbudować od nowa. Z jednej strony to
przykre, ale z drugiej stwarza to ciekawe możliwość. Po
warunkiem oczywiście, że znów ktoś nie będzie usiłował
tworzyć jednolitej, jedynie słusznej koncepcji.
HOPR
W 2002 roku rozpoczęło
działalność Harcerskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Niby
nic nowego. Samarytanka jako technika harcerska obecna była
w harcerstwie od samego jego początku. A jednak, każdy się
zgodzi, że HOPR wniósł pewną nową wartość w harcerstwo.
Pogotowie zostało świadomie zaprojektowane w oparciu o
dotychczasowe, wartościowe doświadczenia ruchu
wędrowniczego. W jakimś sensie jest pokłosiem systemu
patrolowo sekcyjnego i zarazem punktem wyjścia do klanowej
koncepcji dalszego rozwoju wędrownictwa.
Działalność pogotowia
koncentruje się na stworzeniu organizacyjnych ram do
rozwijania działalności specjalizacyjnej w wąskiej
dziedzinie ratownictwa przedmedycznego. Temu służy zaplecze
organizacyjne i logistyczne pogotowia, a przede wszystkim
jego kadra szkoleniowa. Można już w tej chwili powiedzieć,
że dzięki istnieniu pogotowia, praktycznie każdy wędrownik w
ZHR ma szansę przejść specjalistyczne przeszkolenie oraz
dalej kształcić się i doskonalić w tej specjalności. Do
HOPR mogą przystępować zarówno poszczególni harcerze, jak i
całe patrole wędrownicze. Działalność specjalizacyjna
wzbogaca i w niczym nie koliduje z podstawową służbą w ich
drużynach. Zatem utworzenie tak właśnie zaprojektowanej
struktury stworzyło możliwość uruchomienia klasycznego
systemu patrolowo sekcyjnego. Oczywiście w wąskim zakresie
jednej tylko specjalizacji.
Ale koncepcja HOPR wyszła
daleko po za ramy klasycznego systemu patrolowo-sekcyjnego,
bowiem Pogotowie nie jest płaszczyzną wyłącznie działalności
specjalizacyjnej. Pełni również inną ważną rolę. Dostarcza
wędrownikom bardzo pożytecznego i atrakcyjnego pola służby
społecznej. I to jest istotne nowum w metodzie wędrowniczej
- specjalizacja połączona ze służbą wymagającą owych
specjalistycznych umiejętności. Zaryzykuję twierdzenie, że
właśnie to jest największą siłą tego programu. Trochę to
przypomina dawne doświadczenie Bojowych Szkół. Służba,
specjalizacja i wyczyn w ramach jednej spójnej płaszczyzny
działania posiadającej własny system motywacyjny, własne
narzędzia metodyczne - odznaki specjalizacji połączone
odznakami służby czyli stopnie ratownicze. A wszystko to
wyłącznie jako propozycja, którą można podjąć na zasadzie
pełnej dobrowolności - w dodatku, propozycja łatwa do
pogodzenia z podstawową działalnością w macierzystej
drużynie wędrowniczej, gdzie odbywa się podstawowa formacja
wędrownika.
Jeden z
pomysłów na wędrownictwo
HOPR jest tylko zalążkiem
pewnej nowej koncepcji pracy wędrowniczej. Nie twierdzę i
nigdy nie twierdziłem, że jedynie słusznej. Ale mam
uzasadnione przeczucie, że koncepcji klarownej i co
ważniejsze przemawiającej do młodzieży.
Teraz aby w pełni uruchomić ten
nowy sposób pracy, oparty na systemie patrolowo sekcyjnym,
potrzeba tylko jednego małego drobiazgu – opracowania i
wdrożenia podobnie skonstruowanych programów wędrowniczych w
ramach innych dziedzin zainteresowań. Gdyby istniały tego
typu różne programy, ruch wędrowniczy nabrałby kolorów i
wróciłoby do niego życie. Chłopcy i dziewczęta znaleźliby w
harcerstwie pole do rozwijania takiej aktywności na jaką
mają ochotę i która jednocześnie zaspakajałaby ich
idealistyczne pragnienia odgrywania ważnej i pożytecznej
roli w społeczeństwie.
Spójrzmy teraz na to z nieco
innej perspektywy. HOPR jest być może pierwszym „klanem”
wędrowniczym. Oczywiście jest klanem nieco innego typu niż
ten, który zaprojektował Marek Kamecki. Charakter tamtej
propozycji bliższy był raczej temu co dzisiaj nazywamy
ruchami programowo-metodycznymi, które skupiają całe drużyny
i środowiska harcerskie. HOPR jest propozycją innego
rodzaju. Jest elementem wsparcia dla każdej drużyny
wędrowniczej niezależnie od jej charakteru. A mimo to ma coś
z klanu, bowiem wytwarza własną specyficzną atmosferę
harcerską, definiuje ściśle określony system pracy, tworzy
własna kadrę i własne programy szkolenia.
Niech takich klanów powstanie
dziesięć czy dwadzieścia! Niech konkurują ze sobą! Niech
starają się pozyskać zainteresowanie wędrowników i
wędrowniczek! Niech rozwijają i udoskonalają swoje metody
pracy! Niech kształcą coraz lepiej przygotowaną kadrę! Niech
stwarzają coraz lepsze warunki do rozwijania zainteresowań i
pełnienia służby! Konkurencja zawsze wymusza podniesienie
jakości pracy. Monopol przeciwnie - usypia i rozleniwia.
Jestem przekonany, że w ten
właśnie sposób zdołamy odbudować ruch wędrowniczy. Jest on
potrzebny harcerstwu. Co ja mówię harcerstwu!? Wędrownictwo
potrzebne jest Polsce. Jeżeli nasze oddziaływanie na
młodzież kończyć się będzie na wieku 14 lat, nigdy nie
osiągniemy celów jakie sobie stawiamy. Harcerstwo ma
wychowywać do świadomej i aktywnej postawy obywatelskiej.
Takie wychowanie można realizować najskuteczniej dopiero w
wieku wędrowniczym. Jeżeli chcemy skutecznie osiągać nasze
cele statutowe, musimy dysponować skutecznymi metodami pracy
ze starszą młodzieżą gimnazjalną i licealną.
hm Marek Gajdziński
Obecnie
Komendant Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy.Wcześniej –
wieloletni drużynowy 16WDH (1977-87), inicjator Unii
Najstarszych Drużyn Harcerskich Rzeczypospolitej (1980),
członek KIHAM i
Ruchu (1980-89), wicenaczelnik Ruchu Harcerstwa
Rzeczypospolitej (1987-88), założyciel Polskiego Bractwa
Skautowego (1988), Członek prezydium komisji organizacyjnej
ZHR (1989), wicenaczelnik ZHR d/s harcerstwa męskiego
(1989-90). Po 10 letniej przerwie i powrocie do Związku,
przyboczny 16WDH
oraz twórca i pierwszy Komendant Główny HOPR.
Wszelkie artykuły komentujemy
na
www.pobudka.zhr.pl/forum
>>> wejdź
|